O, wyglądają, jakby były u nas na evencie. Koleżanka gospodyni częstowała garalet... galale...
No, w każdym razie z czerwonych winogron to było.
Przyświecający nam genius loci jak widać się nie usmotruchał. Jeszcze.
Jak łatwo zgadnąć po zdjęciu daleko do domu na szczęście nie miałam. Do pracy jeszcze bliżej, ale tam się będę meldować dopiero jutro.