Uwaga! Tera bedzie długo, ale dla ułatwienia w punktach. Bo muszę pozbierać rozbiegane myśli...
1. Byłam na koncercie Zembatego na Woli
2. Wróciłam, a biorąc pod uwagę samotną podróż przez nocną Warszawę, to jest to jakiś wyczyn
3. Dom Kultury na Woli zgromadził dość kameralną ilość publiczności, za to zupełnie przypadkowej. Gros tejże publiczności stanowiły zamaskowane babcie w wieku moherowym.
Maskowanie polegało na przyjściu bez beretu.
Być może obawiały się rozwydrzonej młodzieży czyhającej na ich dowody.
4. Dziadek Maciek Poszepszyński, wróć, Maciek Zembaty przez parę pierwszych utworów się rozkręcał, a potem pokazał klasę i formę. Zdomieszkowana babciami publiczność niestety nie bardzo chciała się rozkręcić.
Określenie atmosfery na sali mianem parku sztywnych byłoby niezasłużonym komplementem. W prosektorium nad ranem byłoby na pewno weselej... Ale to się miało zmienić...
5. Alleluja! Gdzieś w połowie koncertu Maciek zaśpiewał Alleluja tak, że czapki z głów. Dosłownie, zresztą, co widać będzie na zdjęciach. Żadna wersja płytowa, ba, nawet sam Cohen, nie zrobiły na mnie takiego wrażenia, jak te niecałe sześć minut.
6. Po Alleluja Maciek powiedział kilka słów o radiu, któremu nie zamierzam tu robić reklamy. Chodziło o to, że jak jeszcze potrenują z Elą Dębską pieśni religijne, to się może tam zatrudnią.
Babciom zjeżył sie moher pod deklem, ale nic, siedzą. Niestety (?), w trakcie następnej piosenki, nie pomnę jakiej, Maciek wylał sobie na głowę wodę mineralną z butelki, po czym rzucił owa butelką (plastikową zresztą) w publiczność.
Tego już babciom było za wiele, one tu przyszły prawda, na Wolską Jesień Muzyczną, się odchamić, prawda, a tu takie chamstwo, prawda...
Całym stadem wyszły, na czym znakomicie skorzystała atmosfera koncertu.
7. Maciek pokazywał z piosenki na piosenkę coraz lepszą formę, nawet zaimprowizował jakiegoś bluesa. Publiczność też zaczęła okazywać oznaki życia, nawet pojedyńcze osoby zaczęły nieśmiało klaskać w rytm, co odważniejsi nawet przytupywać!
Mimo zachęt Maćka, wspólne śpiewanie okazało się jednak zbyt dużym wyzwaniem. Może tekst był za trudny? Chodziło o chórek do Tańcz mnie po miłości kres (lala, lala, lala...)
8. W międzyczasie dorzucę, że zrobiłam około 80 zdjęć, z czego może dziesięć dobrych. Robiłam bez flesza, bo błyskanie artyście w twarz podczas koncertu uważam za barbarzyństwo.
Poza tym na pierwszym planie wyszedłby czyjś łupież i po co nam to? Jutro obrobię zdjęcia i wyślę Zygfrydowi, to zobaczycie je na stronie.
Relacji audio nie będzie, chciaż byłam przezornie uzbrojana we właściwy sprzęt. Niestety realizacja dźwięku i akustyka w rzeczonym przybytku kultury były zupełnie expressis verbis...
9. Bis omalże się nie odbył, ponieważ Maciek, jako nałogowy palacz po ponad godzinie bez papierosa miał jasno określone priorytety. Na szczęście pozostała w sali publicznoś nauczyła się już trafiać ręką w rękę i wspólnymi siłami wklaskaliśmy Maćka na scenę.
10, Nie tylko Maćka. Zapomniałabym dodać, że zespół tworzyli też znakomity gitarzysta, któremu Maciek pozwalał rozwijać imponujące solówki, oraz Ela Dębska, której głos dopiero teraz, na żywo mogłam naprawdę docenić.
Żadne nagranie nie oddaje sprawiedliwości jej talentowi.
11. Po wymuszeniu na kierowniku placówki zgody na naruszenie zasad BHP, Maciek z papierosem w ręku zaśpiewał jeszcze Wspomnienia.
Na końcu zapodał pierwszą zwrotkę po niemiecku, a potem jeszcze poprawił po radziecku.
Wiedzieliście, że "czy pokażesz mi swe nagie ciało" w tłumaczeniu na język Tołstoja brzmi "Ja choczu smotriet'... w twoje głaza" ? No to teraz już wiecie.
12. Po koncercie udało mi się zakorkować kompletnie kolejkę do stolika, przy którym pan Maciek rozdawał autografy (i gdzie można się było zaopatrzyć w Cohenowo-Zembate płyty).
13. Pan Maciek najpierw zaintrygował się tym, co mu posunęłam do podpisania, a przezornie wzięłam ze sobą Makabrę i współczucie oraz płytę STGS.
"To ty masz TAKIE RZECZY?!?!" Punkt dla nas na wejście. Całkowity nokaut zaliczył, gdy poprosiłam o dedykację dla Fanklubu Rodziny Poszepszyńskich im. Kaprala Jedziniaka.
Reszta łowców autografów mogła już sobie tylko posłuchać...
14. Pan Maciek szalenie się ucieszył z naszego isnienia. Obiecał, że do nas zajrzy, jak tylko będzie mógł w ogóle zaglądać gdziekolwiek.
Z odklejoną siatkówką to nie jest takie łatwe.
15. Na prośbę o ogólne błogosławieństwo i pozwolenie na korzystanie z jego dorobku, stwierdził, że on jest jak najbardziej za, i możemy robić co chcemy.
Zresztą, dał nam to wstępnie na piśmie. Skan poniżej. (ciepła dedykacja na płycie STGS takoż). Osobne pozwolenie dostałam na publikację dzisiejszych zdjęć.
16. Jednocześnie powiedział, że jego zgoda i tak wszystkiego nie załatwia, ale jakby co, to on ma wejścia w ZAIKSIE.
I jakby była taka potrzeba, to on się chętnie tam z nami przejdzie, i przedstawi swojemu koledze, który jest tam jakąś szyszką.
A na razie mamy robić swoje i on się z tego cieszy i nam kibicuje.
17. Zwłaszcza wzruszył się tym, że co poniedziałek gromadzimy sie przy internecie, żeby posłuchać Poszepszyńskich.
No autentycznie się wzruszył. Że to tak jak kiedyś się siadywało przy kominku...
18. Po czym zastrzelił mnie pytaniem "To ile macie odcinków Poszepszyńskich?"
Wiem co sobie myślicie, ale ja mu nic wcześniej na ten temat... Ale jak zapytał, to upewniwszy sie, że nie zamerza nas wysłać na dłuższe wczasy, powiedziałam bez owijania w bawełnę, że prawie wszystkie.
I wtedy ja zaliczyłam pełny nokaut.
"Bo wiesz, ja nie mam wcale. Możesz mi przysłać?"
19. Nie, nie dostałam adresu domowego do pana Maćka.
Dostałam telefon.
20. Obiecałam, że przyślę. Ale w zamian poprosiłam o pomoc w ustaleniu kolejności odcinków.
Pan Maciek tłumaczył, że na razie za wiele nie pomoże, bo nie wszystko pamięta, a bez dostępu do archwum to kiszka.
Przy okazji wymieniliśmy kilka ciepłych uwag na temat PR III, ze szczególnym uwzględnieniem traktowania przez Trójkę emisji Rodziny P.
Ciepło też wspominaliśmy Andrusa.
Cytatów nie będzie.
21. Na moje nieśmiałe sugestie, że przydałyby się jakieś wznowienia, stwierdził, że owszem też o tym myśli.
Ponoć w drodze jest też SGTS2 (ma wyjść przed Gwiazdką) a wcześniej promujący singiel.
Daj Boże...
22. Pan Maciek wszystkich gorąco pozdrawia, i prosi, zebyśmy z nim byli w kontakcie.
23. Przezornie przygotowałam sobie wizytówki z adresem do nas. Oprócz pana Maćka dostali je jeszcze inni dobrzy ludzie, którzy dotrwali do końca koncertu.
Dziwnym trafem nikt z nich o nas wcześniej nie słyszał.
Jak tylko Zygfryd się upora z wklepywaniem tekstów, trzeba się będzie zabrać za pozycjonowanie naszych stron...
Ale to już jak mawiał Kipling, zupełnie inna historia...