Ranny portier, sympatyczny gość, nawet z poczuciem humoru, choć może nie górnolotnym, przywitał mnie ze skwaszona miną.
No co jest? - zapytałem na dzien dobry. Piękny poranek, ptaszki, słoneczko, chce się żyć, a pan taki skrzywiony?
A bo mam kłopot z moja papierową żoną - tajemniczo odpowiedział.
Papierową? To jakaś przyszywana? Jakaś sztuczna? - zdziwiony dociekałem.
Nie! Normalna, ta ślubna, co mam w dokumencie zapisane. Ale już dawno nie jesteśmy... mam jej dość, ona mnie ma dość, a nie ma jak z tym skończyć - smutno dodał.
A rozwód - nieśmiało dociekałem.
Za droga impreza. I nie wiadomo jak się skończy. A rower mamy tylko jeden i jak go podzielić? Każdy dostanie po jednym kole??? A siodełko kto weźmie, a kierwonicę kto? Nie da rady... - posmutniał jeszcze bardziej.
No to jak żyć - zadałem pytanie, wiedząc, że to właściwie jego kwestia, ale chciałem przyśpieszyć rozmowę, bo jeszcze karty nie podbiłem.
No przecież się nie zastrzelę - odpowiedział z błyskiem w oku.
Czyli żonę... - wymskło mi się tak jakoś automatycznie.
No idź pan już, idź pan, bo niedoprac będzie - najwyraźniej chciał już zmienić temat.
No to poszedłem... w końcu czekają mnie dzisiaj ważniejsze wyzwania w robocie. Mamy wypełnić (super-anonimową) ankiete nt. oceny warunków pracy w nasze firmie.