Tak się złożyło że w środku "zmostkowanego" wakacyjnego tygodnia musiałem się przytelepać do K. u. K. Krakau. I gdy stałem na peronie naszego pseudo/mini metra *) zdarzyła się rzecz dość niecodzienna. Przystanki komunikacji miejskiej mają to do siebie że popada się na nich coś w rodzaju deprywacji sensorycznej / zmysłowej: cała osobowość skupia się na tablicy z odjazdami gdzie od czasu do czasu maleje liczba minut do upragnionego pojazdu (w lecie można jeszcze ewentualnie podziwiać hmmm... odnóża pań po drugiej stronie toru). No i z tego stanu wyrwało mnie uprzejme pytanie. Pytała jakaś pani wskazując na mój plecak w kolorze ogólnowojskowym / maskującym:
- Przepraszam bardzo to jest nóż taki duży czy wiatrówka?
Głos dźwięczał szczerym zainteresowaniem. Zaśniedziałe synapsy zabzyczały boleśnie i skojarzyłem w końcu w czym rzecz. Odpowiedziałem z niejaką godnością:
- To jest parasol proszę pani.
Był to bowiem faktycznie parasol z nieco nietypową, kojarzącą się luźno z uchwytem maczety rączką. Jednak skojarzenie nie było całkiem nieprawidłowe. Gad ma tak silną sprężynę że jego składanie przypomina nieco napinanie kuszy przez Zbyszka z Bogdańca. A w wakacje rozkładając jego poprzednika bliźniaka wychodząc w środku burzy z tramwaju, po naciśnięciu odblokowywacza przednia część zrobiła ŚŚPRRRRYMMMM, odleciała i trafila w plecy starszego faceta dobre 5 m dalej, mnie zostawiając jak idyjotę z rączką i na oko dwumetrową sprężyną
*) Chodzi o tunel tramwajowy: minimetro pełną gębą - z dwoma bylo nie bylo stacjami!