Karnet do Koloseum.
Gonzo do dzisiaj ma karnet na wejścia do Koloseum na premierowy sezon 80/81. Na wyjątkowy, kobiecy sektor patrycjuszek. Ceni ten karnet nad wyraz, bo kobiety miały wówczas swój, niedostępny innym mężczyznom sektor zwany Fan clava phaulius, czyli klub wrednego kibica.
Bywał też często zapraszany na arenę, bo jako jedyny potrafił podczas naumachii prowadzić na wodzie rydwan (przydała się szkoła sprzed ok. 50 lat chodzenia z trenerem po wodach jeziora) i odganiać się bacikiem od lwów.
Warto wspomnieć, że w Koloseum pokazy artystyczne trwały przez cały dzień. Musiały przyciągać ludzi, więc zaczynano od poranka dla dzieci, które prezentowano lwom i niedźwiedziom. Potem były śniadaniowe pogadanki gladiatorów i dla gladiatorów: rola oliwy w zdrowej kuchni, higienie intymnej i w konserwowaniu broni, jak żyć bez ręki lub nogi za to z łańcuchem lub kajdanami, jak wychować lwa na wegetarianina i podobne.
Jednak w Koloseum trzeba było uważać. Gonzo wspomina, że jak kiedyś krzyknął na widowni o tym teatrze „muszla koncertowa”, omal nie rzucono go żyrafom na pożarcie.
Mimo to wspomina tamte czasy z rozrzewnieniem, pewnie dlatego, że wówczas chrześcijanie wchodzili za darmo na wszystkie areny w Cesarstwie Rzymskim. „A teraz cyrk! Muszę płacić za wejście do cyrku w Weronie, czy Koloseum”, zgrzyta zębami nasz bohater.