Wezmę w obronę Stefka. Otóż, przynajmniej na razie, są to święta ludzi wierzących. Tylko. Jeżeli ktoś chce obchodzić przesilenie i z tego powodu zapraszać do stołu, to niech obchodzi, ale jako przesilenie, a nie jako Boże Narodzenie.
Dyskusja, że zapraszanie do stołu niespodziewanych gości i zostawianie przy stole pustego nakrycia wywodzi się z czasów pogański (a owszem) i nie ma związku z Bożym Narodzeniem i Wigilią, jako żywo przypomina mi stwierdzenie, że swastyka jest przecież starohinduskim symbolem szczęścia. Jest? Jest...
A na marginesie,
"chrześcijański duch miłości bliźniego" - można sobie do końca świata dyskutować, ja jednak śmiem twierdzić, że wbrew pozorom i obecnym poglądom na ten temat zrobił o wiele więcej dobrego na przestrzeni wieków, niż złego. Oczywiście nie tyle dobrego, co miłość bliźniego w kulturach azteckiej, inkaskiej, islamskiej, hinduskiej (nie dotyczy krów, małp, krokodyli i czego tam jeszcze) oraz systemu filozoficznego zwanego dla niepoznaki religią buddyjską. Tu jednak wchodzimy na grząski grunt wartościowania kultur, a przecież wiadomo, że togo nie można robić, bo wszystkie kultury są równe.