W temacie teleporad:
Otóż wczoraj po raz pierwszy od nie wiem kiedy udałem się do swojej przychodni zaproszony na konsultację po teleporadzie. I będąc tam prawie że nie zszedłem na zawał ze śmiechu, ale moje duszenie śmiechu w środku chyba musiało spowodować niezły popłoch wśród personelu. Ale najpierw parę słów w ramach wprowadzenia:
Jest u nas od roku młody asystent (nie dokładnie u nas, bo szczycę się tym, że w naszym zespole są w miarę zdrowi psychicznie osobnicy - piszę zdrowi, bo człowiek normalny chyba by nie mógł na uczelni pracować), ale blisko, w zaprzyjaźnionej katedrze. Ze względu na ogólną i wszechogarniającą mądrość którą wylewa na prawo i lewo już dorobił się przydomka "Profesor Iksiński". Otóż ten młody człowiek od początku pandemii chodzi w pracy w masce p.gaz. (chyba, bo ja tylko takie poniemieckie i PRL-owskie pamiętam) z szybką na oczy i dwoma filtrami po bokach.
Otóż wczoraj, jak wspomniałem, siedzę sobie na korytarzu w przychodni i nagle słyszę jak pielęgniarki dyskutują o pacjencie, który zgłosił się z dusznościami i osłabieniem. I patrzę jak wkracza na korytarz na miękkich nogach "Profesor Iksiński" w tej swojej masce p.gaz. I pierwsze skojarzenie jakie miałem to wstać i powiedzieć mu, że jak ma duszności to powinien sobie filtr w masce zmienić. Ale odpuściłem...
Ciekawe czy w poniedziałek pojawi się w pracy...