Jak co roku zawitaliśmy w Bieszczady. To tu płonęły łuny, to tu braci w wierze osadzano w wieży. Zdawałoby się, że kraj ten dotknęły wszystkie nieszczęścia. Prawda to. Niewiele jest w Polsce krain tak pustoszonych rok rocznie najazdami prawników. W tym roku najazd także nastąpił i do tego wcześniej, bo już w maju. Przyroda przepiękna, trawa tak zielona, że trudno ją palić, czosnek niedźwiedzi świeżutki - jeszcze pachnie farbą drukarską.
Wyjście w góry – Mała i Wielka Rawka. Podobno nazwę nadali szczytom pierwsi palacze trawki. Odurzeni skrętami odnaleźli jedyne w Polsce i poza Chinami stanowiska Małej i Wielkiej Pandy. Nie dziwota więc, że to Park Narodowy. Nic też dziwnego, że szlak na Rawkę szczególny - psom i Chińczykom wstęp wzbroniony. To powstrzymuje psy wojny. Dla upartych i analfabetów są jednak i inne metody perswazji. Zdybaliśmy psa zadybionego w dybach.
Im wyżej wchodzimy po szlaku, tym okolica staje się dziwniejsza. Duże piwo jest w małych butelkach, na drzewie rośnie huba bez krzesiwa. Jest coraz gorzej – musimy obchodzić otoczone drutem kolczastym szerokie połacie lasu i połonin. Jak się okazuje to pola minowe z czasów wojny i późniejszych walk. Ponieważ to park narodowy, nie można rozminowywać. Ekolodzy nie pozwalają. Ma to wpływ na populację zwierząt. Znamienny jest przykład dzika, który padł ze starości, bo niedowidział i wlazł na minę. Przerażeni wracamy. Niestety, z powrotem jest jeszcze gorzej. Schodzimy po schodach, których rozmiar stanowi dowód na istnienie w Bieszczadach Wielkiej Stopy.
Następny dzień postanawiamy spędzić na trasie dla dekowników. Pocieszmy się, że często wysokie cele leżą nisko.
Węgry – to jest pomysł, pojechać w Bieszczady, żeby trafić na Węgry. Ale co tam, jedziemy. Po drodze jest Słowacja. Rozglądamy się z zainteresowaniem i z ulgą. Nasza bieda jednak lepsza. 70% ludności deklaruje się jako niewierzący katolicy. Mają także 2 elektrownie atomowe, obie na węgiel i wagony kolejowe do jazdy terenowej, z napędem na osiem osiek. Za to podobno znakomicie udaje się w tym klimacie makaron czterojajeczny.
W końcu Węgry. Szybko rozumiemy, że nauka języka węgierskiego jest niemoralna i powinna być zakazana przed 18-tym, a co najmniej 15-tym rokiem życia. Najpierw poszliśmy na baseny termalne – pobiegać. Dziwne, ale jakże węgierskie. W końcu to Węgrzy wymyślili najszybszy bieg konia – gulasz. Wreszcie docieramy do sedna naszej wyprawy – winnica tokaju w Tokaju. I w tym miejscu, jak łatwo się domyślić, kończy się możliwość dalszej relacji przebiegu wypadków. Pamiętamy tylko jak przez mgłę koleżankę, która nam tłumaczyła, jak nielekko przebrać się za kobietę lekkich obyczajów oraz kolegę, który się zastanawiał, jak Siedzący Byk mógł zachować stoicki spokój? Obudziliśmy się w domu z bolącą głową - wszelki duch, czary jakieś, czy co?