Wiesz co? Ja chyba wolę brytyjski zamordyzm.W ojczyźnie świętego prawa własności osobliwie sobie cenią swój wspólny wyspiarski krajobraz i obejmują go prawną ochroną. Bo traktują go jako heritage, czyli coś, co dzierżawimy od naszych potomków (oni trochę napuszeni są, a w tym temacie, to już kompletnie nie mają poczucia humoru). I po większości to działa. Chociaż taki na przykład Bristol ma cały wdzięk i planowanie miejskie naszej kochanej stolicy...