Nie to mnie dziwi, w Augustowskiem sam widziałem miejsca, gdzie JP II wsiadał lub wysiadał ze stateczku białej floty, co jest upamiętnione tabliczkami.
Osz qrrrteczka... Zobaczcie jaki gotowy scenariusz na Oscara, ba cały pluton Oscarów! Widzę to tak: zapijaczony nowojorski dziennikarz którego dopiero co wylali z redakcji zamiast jak zawsze na Florydę z żoną jedzie bez połowicy (porzuciła go, vide oba podane wcześniej powody) tam gdzie go stać i gdzie akurat wskazywała ulotka w podrzędnym biurze podróży, czyli w inkryminowane Augustowskie. Wędrując od gospody do gospody degustuje lokalne wynalazki, okazjonalnie obrywa po - excusez le mot - ryju, no i co jakiś czas natyka się na te tabliczki.
Coś mu nie pasuje ale jeszcze nie wie co.
Po jakimś czasie walcząc z porannym Katzenjammerem nagle robi się trzeźwy jak... no jak powiedzmy że jak dżadż. Składa razem dwie rzeczy (jak to było powiedziane w znakomitym "Capricorn One"
something is wrong, something big):
* Miejscowi uwieczniają tabliczkami każdy krok JP2 ("W tym miejscu Wiadomo Kto zatrzymał się i chwile pomyślał")
* Ilość tabliczek "tu wsiadł" i "tu wysiadł" powinna sobie odpowiadać. Dokładniej - jest o jedną "tu wsiadł" więcej.
Wniosek jest prosty: na ostatni ze statków wsiadł... ale nigdy nie wysiadł! Proste - może wypadł, może "wypchli" w każdym razie w przełomowych dla planety chwilach rządził sobowtór! No a dalej to już standard: wysłany w lokalnym urzędzie pocztowym artykuł nigdy nie dociera do redakcji za to na naszego bohatera zaczaja się lokalny ninja uzbrojony w regionalne nunczako (czyli swojski cep), ucieka polonezem przed ścigającym go złowrogim MErcedesem W124 i tak dalej.
Jakieś propozycje obsady?