Tymczasem, zupełnie niespodziewanie własnie wróciliśmy z Kobyłki.
Co robiliśmy w piękny, piątkowy wieczór w Kobyłce?
Pomagaliśmy znajomym z OTOZ w ratowaniu piesełów ze
schroniska w Radysach.Konkretnie to przewieźliśmy jednego Kluska od weterynarza w Kobyłce do domu tymczasowego w Pruszkowie.
Z tego, co widzieliśmy, to ten dom chyba niekoniecznie będzie tymczasowy, więc będziemy sąsiadami.
Pieseł po wyjęciu z transportowej klatki poszedł jak po sznurku przy nodze na spacerek, jechał grzecznie przez całą Warszawę w aucie, w ogóle do rany przyłóż. Pewnie by pojechał do Piastowa, ale kota by go przerobiła na mielonkę, a on już ma wystarczająco dużo traumy.
Skąd się biorą takie <ev>syny...