Moja rodzina w Koźlu ma w domu metr wody. I to nie jest bajka
Znam temat. To znaczy, kwestię wody w domu, a jeszcze mówiąc konkretniej, to w piwnicy. Na sylwestra było trzeba znieść komputer do wspomnianej już piwnicy. Ponieważ komputer był jeszcze z tych stacjonarnych kolubryn, więc było trzeba nieść osobno monitor i tak zwaną bazę. Mój zacny kolega niósł komputer, ja natomiast taszczyłem wpatrzydło. Ponieważ dom był poniemiecki, do piwnicy prowadziły kręte ceglane schody, których stopnie swoją szerokością jasno dawały mi do zrozumienia, że były one postawione nie dla mojej słowiańskiej giry, rozmiar 12 (choć czasem i w jedenastkę wejdzie). Ponieważ byłem najzupełniej trzeźwy, oczywistym było to, że musiałem się wywrócić na mordę. Tracąc równowagę próbowałem sprawić, by monitor nie rozpadł się na kawałki na twardej, szwabskiej betonowej posadzce, więc puściłem się w szalony tan z grawitacją. Czyniłem to niestety tak niezgrabnie, że samemu zlądowałem twarzą na beton, a monitor, niczym kula od kręgli potoczył się dobrych parę metrów po czym, funkcjonując na granicy praw fizyki, odbił się od niemającego współcześnie żadnej funkcji rowku w podłodze, wzbił się, po czym był rozwalił rurę. Znajomi, którzy byli na górze, myśleli, że pieprzła rura z gazem. Walnęła "tylko" ta z wodą, zimną jak nieboszczyk z prosektoryjnem chłodni, która z siła strumienia z strażackiego węża zaczęła zraszać wszystko do okoła. Dość powiedzieć, że w blisko trzydziestometrowej piwnicy poziom wody sięgał jakiś 5cm, co i tak było wystarczające do zniszczenia wielu rzeczy, z którego to powodu wiele osób w późniejszym czasie miało do mnie pretensje, artykułowane zwykle w sposób, że autro-węgierscy oficerowie zawodowi by pobladli. Dość powiedzieć, że ostatecznie udało się usterkę naprawić i szczęśliwie widmo katastrofy sanitarnej rozmyło się, jak ten sen złoty. Sylwestrowy potop wypominany jest mi po dziś dzień - kiedy zatem przybyłem do miasta, w którym obecnie mieszkam, a w którym w tym samym czasie była powódź, mój serdeczny przyjaciel był rad napisać do mnie "I co, znowu jakąś rurę rozwaliłeś?" Zatem - tak - powiadam, woda w domu (czy w piwnicy) to nic dobrego.