Co człowiek przyjdzie na trening, to od razu usłyszy ciekawą historię. I wcale nie mówię o Fasiolu, który potężnym wrzaskiem wygonił punkt o 20 zastępy mocno jeszcze nieletniej młodzieży do szatni, choć trzeba mu oddać, że przekrzyczeć 20 maluchów nie jest łatwo. Prawda Mela?
Chodzi o naszego bossa, człowieka, który 28 lat organizuje te treningi. Opowiadał dzisiaj, jak na tydzień pojechał do sanatorium. Co się wynudził, a do tego trafił na zabiegi i jedzenie z NFZu. Na nasze pytanie, co mu strzeliło do głowy, wyjaśnił, że kolejkę ponad 2 lata temu miała zamówioną jego ciocia, ale… zmarła. Niestety, rezerwację miała zaznaczoną długopisem, a nie ołówkiem i trzeba było za nią jechać. Za to z endokrynologiem się udało, bo wizytę rozgarnięta recepcjonistka zaznaczyła ołówkiem i nie było problemów z anulacją.