Wracając do meritumu.
Lwówek Wiedeński. Etykieta zachęca skrzydlatą husarią i cyfrą 13 wyeksponowaną na honorowym miejscu. Znaczy - trzynaście bulgotek, do tego 5,7 volta. Znaczy - można domniemywać, że będzie pełne. I rzeczywiście, kolor pełny ciemny bursztyn, piana pełna, aromat... nie wiem, katar mam. Smak... no, pełny. Ale równie absurdalny, co nazwa. Słód z początku walczy z chmielem, na końcu sromotnie przegrywa, po drodze snują się jakieś luźne kupy tatarskie popijając lemoniadę... Słusznie głosi slogan: Lager Wiedeński jak zawsze wyjątkowy. Jak chcecie to sprawdzajcie, jak wyjątkowy, ja sobie zostanę przy czeskich trzynastkach. Za całość (**+), plusik za etykietę i sam pomysł, żeby trzynastkę wypuścić.
Ciekawe, ile razy jeszcze się przejadę na Lwówku, zanim mi patriotyzm lokalny ze szczętem wywietrzeje?