Dziś Bruxa odwiedziła stadion na Konwiktorskiej. Akurat przechodziłam z tragarzami... Mieli trenować biało-czerwoni, a po murawie latali jacyś czarno-żółto-pomarańczowi. Tam latali... Najpierw się rozgrzewali. Potem rezerwowi kopali sobie do bramki, a bramkarz nie łapał, oferma, publika klaskała. W tym czasie pierwyj sort nadal się rozgrzewał. Następnie jacyś zasapani tragarze (nie moi) wtargali na boisko trzecią bramkę i rezerwowi zaczęli relaksacyjnie turlać, bramkarze nie wyłapywali, publika klaskała, pierwyj sort ustawił się w kółeczko i zaczęli grać w kartofla. Po pół godzince, licząc od wejścia na murawę, oba składy zaczęły ćwiczenia chilloutowe, zasapani tragarze wynieśli trzecią bramkę a na płytę w eskorcie wniesiono tajemniczą metalową skrzynię. Po komisyjnym otwarciu skrzyni trener wydobył z niej niebieski płyn nawadniający, który piłkarze demonstracyjnie wypili dbając, aby logo sponsora na butelkach było dobrze widoczne z trybun. Następnie udali się do szatni a publika spojrzała po sobie, zrozumiała, że to nie koniec rozgrzewki tylko koniec treningu, wzruszyła ramionami i rozeszła się do domów.
Myślę, że chłopaki dali z siebie tyle na ile ich było stać, naprawdę. Wiele wysiłku musieli włożyć aby tak dokładnie zakamuflować dynamikę gry i wysoki poziom motywacji. Wszak nie można wszystkiego pokazywać jak na talerzu, przeciwnik czuwa!