Chyba należy o tym nieszczęściu wspomnieć w wątku sportowym.
Otóż wczoraj w czasie treningu, podczas wyprowadzania szybkiego ataku, Fasiol nagle zaczął biec jeszcze wolniej niż zwykle. Jednak niepokojące stało się dopiero to, że nie zakończył "szybkiego" ataku jak zwykle położeniem się na parkiecie w geście krzyczącego protestu przeciwko kolejnemu nietrafieniu do kosza w sytuacji sam na sam. Nic właśnie. Z potężnym grymasem bólu na twarzy (który w innych okolicznościach znamionuje u niego najwyższe zadowolenie), z trudem łapiąc oddech i rozjeżdżające się we wszystkich kierunkach nogi, wyznał, że znowu wypadł mu dysk. Zmusiło to wszystkich do niespodziewanego zakończenia treningu i poszukiwania na parkiecie zguby, o co mają nadal do Fasiola ogromne pretensje.
Niektórzy jednak, łącznie z piszącym te słowa, mieli jeszcze gorzej. Musiałem asystować przy rozbieraniu Fasiola: buty, skarpetki, ochraniacz na kostkę, ochraniacz na kolano, pas stabilizacyjny na plecy, koszulka, podkoszulka, co last, but not least, spodenki, pas przepuklinowy, termofor (do tego zimny) i podkoszulek, który zwykle nosi pod spodenkami. Na szczęście, Fasiol zawsze przed treningiem bardzo dokładnie się myje, żeby być po treningu czystym i zaoszczędzić na czasie.
Tak, czy siak uzasadnione będą, także w ramach rodziny zastępczej, pytania stwarzające chociaż pozory zainteresowani jego stanem zdrowia. Ja niniejszym takie pytanie stawiam.
Fasiol, żyjesz? Chociaż ręce masz zdrowe? Martwimy się o Ciebie!