Dzisiejszy mecz Stali z Warmią był… dziwny. Mielecki hangar (zwany dla niepoznaki halą sportową) pękał w szwach, na pół godziny przed meczem nie było już miejsc i wejścia zamknięto, sporo kibiców nie mogło dostać się na mecz. Ale nie to jest najważniejsze.
A co jest najważniejsze?
Atmosfera, postawa kibiców i zawodników obu drużyn sprawiła, że takiego meczu (Polsat szmaciarze) długo jeszcze nie będzie w polskiej lidze szczypiorniaka.
Z epitetów które padały z trybun da się tylko zacytować „judasze” i (pod koniec meczu) – „na kolana”. Mimo tak gorącej atmosfery i kapiącego ze ścian napięcia mecz był wyjątkowo czysty, prowadzony fair i… nudny.
Odniosłem wrażenie (a nie jestem w nim odosobniony), że piłkarze Warmii wyszli na mecz bo… kazał im to prezes. Być może zdeprymowała ich trzytysięczna publiczność, przeraźliwie gwiżdżąca przy każdym kontakcie zawodników w czerwonym, ale to nie wszystko.
To zawodowcy, przyzwyczajeni do gry w każdych warunkach – no może prawie, bo w takim kotle jaki był dziś w Mielcu grać się nie dało. Ale…
Ale zawodnicy Warmii wiedzieli, że mecz przegrali już wcześniej, a powtórka będąca wynikiem gierek na szczeblu związkowym nie służy im, ani polskiemu szczypiorniakowi. Przesłanek do tego było więcej, a widok spokojnie witających się piłkarzy obu drużyn (gdy na trybunach wrzało) dawał do myślenia.
I faktycznie – mecz toczył się gładko, sprawnie, miło i… po myśli Stali, która gdy w bodaj 5 minucie wyszła na prowadzenie nie oddała go już do końca. Część tego można tłumaczyć paraliżem spowodowanym grą w mieleckim kotle, ale czy wszystko?
Moim zdaniem nie. Zawodnicy z Olsztyna wyszli na mecz, rozegrali go i… honorowo przegrali. Musieli go zagrać, by nie narażać się na sankcje PZPR (czy tam ZPRP). I za to im chwała, choć i tak nie są w stanie naprawić zła wyrządzonego im przez ich prezesa i PZPR.
Gdy pod koniec meczu przy 10-bramowym prowadzeniu Stali sala krzyczała „na kolana” przy każdorazowym kontakcie Warmiaków w piłką, grać się już naprawdę nie chciało.
Żal mi zawodników z Olsztyna, bo oni są najmniej temu winni. Ale mam dla niuch także i szacunek, bo przyjechali, zrobili co swoje i odjechali. Ale będę teraz musieli na każdej hali zmagać się z piętnem judaszy. A Stal?
A Stal rozegrała wspaniały mecz, (choć moim zdaniem był to tylko sparing, a wynik był ustalony już wcześniej), ale dała dużo radości kibicom i nie dopuściła do demolki hangaru, który mógł nastąpić gdyby wynik był inny.
Emocje opadły, radość została i został niesmak z powodu machinacji oraz braku transmisji. Ale może był to warunek „sine qua non”, by mecz mógłby się odbyć.