Ech te nasze treningi. Dzisiaj, znany tu już wysoki do nieba kolega, agent ubezpieczeniowy, znowu wszystkich zadziwił. Chciałem napisać zaimponował, ale sam zobaczycie, że to nie byłoby najlepsze określenie.
Owóż, jesteśmy na sali, zaczynamy się przebierać, a ten we wrzask, którego szczegółów z powodów kulturalnych nie będę podawał. Co się stało? Pytamy. Okazało się, że niby wszystko na trening wziął: strój do kosza, buty, skarpetki, legginsy do grania, gel pod prysznic (po co, skoro prysznic zamknięty?), ręcznik, suszarkę do włosów (?). To czego zapomniał? Torby na to wszystko.
Takie sytuacje w wykonaniu naszego kolegi nie powinny dziwić. Przykładowo, wchodząc do szkoły musimy przestrzegać pewnych rygorów związanych z koronawirusem. Do jednego z nich należy wypełnienie listy zawierającej imię, nazwisko i pesel. Nasz kolega podał, a jakże dane personalne, ale zamiast peselu wpisał numer swojej polisy. I to żeby chociaż ubezpieczenia na życie!? Ale skąd, podał numer polisy od ognia i zdarzeń losowych. Stwierdził, że tam ma wyższą kwotę ubezpieczenia i mniejszą składkę.