Ale ja wolę w bydlęcym, bo nie muszę drugiemu człowiekowi w twarz spoglądać, zwłaszcza jak on, ten człowiek, zasmarkany. Komfort psychiczny większy.
O, i nie ma opcji, że się utknie sam na sam w zamkniętym pomieszczeniu z jakąś rozkoszną rodzinką. Hałas się w stodole lepiej rozprasza niż w tych końskich boksach.
A teraz zmieniłam operatora i taryfę i jadę autobusem, ale po szynach. Jak dla mnie to akurat taki większy tramwaj, ale skoro kolej upiera się nazywać to szynobusem...
A propos tramwaj. Ja zdecydowanie źle znoszę prędkość wrocławskich tramwajów. Doprowadza mnie do mdłości i palpitacji serca. Zdążę, czy nie zdążę z powrotem na pociąg? Jadę cztery przystanki w tę i cztery wew tę, a mam tylko półtorej godziny... Emocje rosną...
Noż kruca, ja rozumiem dbałość o tradycję, ale nic by się nie chyba stało, jakby tramwaj elektryczny jechał trochę szybciej, niż konny?