Powiadam wam, nie można sobie bezkarnie pójść do Piekła i wrócić...
Mnie pokarało ostrym zespołem korzonków odcinka szyjnego. Z prawej strony.
Ja co prawda jestem oburęczna, ale to nie znaczy, że jednoręczna.
A w skali od 1 do 10 to boli jak skur... jak <ev>.
Co do tego mają koty?
Jak wróciłam z Piekła (i ostrego dyżuru) napadła na mnie kota i zaczęła krzyczeć.
Tak długo mnie ochrzaniała, aż się wreszcie grzecznie położyłam.
Wtedy wskoczyła na łóżko i zaczęła masować obolałe miejsca, dokładnie tam, gdzie trzeba, z dokładnie takim naciskiem, jak było trzeba. Bez pazurków. Lizaniem po twarzy wymuszała odpowiednie ułożenie głowy. A potem z fizjoterapii przeszła na fizykoterapię promieniowaniem podczerwonym i łagodnymi wibracjami. To znaczy układała się na łokciu i barku, grzała i mruczała. I tak trzy sesje.
I wiecie co?
Pomogło.
Sama w takie opowieści nie wierzę, ale tu sprawdziło się stare przekonanie, że na lumbago najlepsza kocia skórka.
Oczywiście na żywym kocie.
Niestety, dziś najwyraźniej zabiegi mi nie przysługują, więc nie jest dobrze.
Może trzeba się zarejestrować?