W Siekierezadzie zdumiewająco dobrze karmią, jak na lokal obwołany kultowym.
A jaką mają przyjazną obsługę. Już po pięciu minutach dałam sobie wyklarować, czym są tarciuchy* i od baru odeszłam z siekierą w ręku, a nie w plecach.
_______________________________
*rozmowa biegła mniej więcej takim torem:
- Przepraszam najmocniej, zamówiłabym tarciuchy, ale co to w zasadzie jest?
- No, tarciuchy. Ziemniaczane. Z sosem.
- Znaczy się, placki.
- Gdzie tam! Placki to placki, a tarciuch to tarciuch!
Przyjęłam do wiadomości i zamówiłam.
Okazało się w konsumpcji, że w zasadzie knedel, ale zapewne knedel to knedel, a tarciuch to tarciuch...