Tymczasem, dzisiaj w ramach chwytania dnia, póki jeszcze mogę, wywiało mnie na takie odludne mokradła, że jak po godzinie błądzenia w wyższych ode mnie trzcinach tam, gdzie mapa złudnie obiecywała ścieżkę, wyszłam na coś, co przypominało mniej więcej stałą, gruntową drogę, to miałam ochotę uklęknąć i ten grunt pocałować. Błotniście tam też było, więc jednak nie. Ale jakby kto pytał, to tak wygląda środek dzielnicy Wawer.
Za to przedwczoraj, melduję posłusznie, dokończyłam to, cośmy zaczęli w innym wątku z Alim. Rakowiec, park Zasława Malickiego, dokładnie, jak wyliczono (znaczy, jak Ali wyliczył). Ale nie mikrus pod ławeczką a bardzo zacnie zamaskowany elegancki keszyk pod pomostem na stawie. Obyło się bez nurkowania, ale bez codziennego kwadransika jogi to ciężko by było...
Dokumentacja fotograficzna tu
KLIK!
Raport z doświadczenia tu
KLIK!