Przypominam, że samolot leciał z NY (choć z Newarku w - chyba - New Jersey). Jeśli tak, to mógł swobodnie wylądować na lotnisku w Rzeszowie, które obsługuje loty do USA. Nie muszę chyba dodawać, że nic takiego, co wydarzyło się na lotnisku Okęcie, choćby z powodów finansowych, nie mogłoby mieć miejsca w Rzeszowie. Takie drobne usterki hydrauliczne, to się w Galicji naprawia w - nomen omen - locie. spraktykowano to wielokrotnie na samochodach, zwłaszcza w rejonago górskich i podgórskich.
Niestety, po raz kolejny górę wziął centralistyczno-paternalilstyczny stosunek tzw. warszawki, która nawet ryzykując utratę pilota i samolotu (utrata pasażerów, jako osób, w których przeszkolenie lotnicze się nie inwestuje, nie są brane pod uwagę), nie zdecydowała się na najprostsze rozwiązanie i skierowanie samolotu tam, gdzie potrafią lądować z wysuniętym podwoziem i maszynę naprawić. Jest to policzek wobec Wyższej Szkoły Lotniczej w Rzeszowie, a przede wszystkim, wymierzony fachowcom z zakresu lotnictwa skupionym w Mielcu.