A ja jechałem sobie ulubioną 16-tką, tak koło 14-tej. Nie padało, chwilami nawet słońce, ale tylko 6 stopni... I dwie rusałki przydrożne spotkałem!
Wracałem już po ciemaku, po 17-tej. I co? I jedna rusałka wciąż tam była - oświetlała sobie świat czerwoną latarką i w jej świetle nadal można było dostrzec jej powabną sylwetkę i różowe rajtuzy. A może to był różowy kapturek...