U nas sytuacja extraordynaryjna. Tak, wiem, że niby się powtarzam, ale tym razem to prawie siła wyższa… spadła na mojego wspólnika, znanego z wytrychów do drabin i serc niewieścich. Otóż na skutek deszczów i nieprzemyślanego działania pewnego dewelopera, jedyna droga łącząca go - jak podczas Wojny Ojczyźnianej jezioro Onega łączyło Leningrad z krajem - z cywilizacją (choć to tylko Podlasie), stała się nieprzejezdnym bagienkiem. Pozostaje praca zdalna i telefony. Jednak w takich chwilach z reguły nadchodzi nieoczekiwane. I nadeszło, i to w osobie – a jakże – żony kolegi, która najniespodziewaniej pojawiła się w biurze szukając męża. Co tu kryć, konsternacja była tak wielka, że do rozmów wysłaliśmy najbardziej procesowo i małżeńsko obytą współpracownicę. Opłaciło się, małżonka po wyrażeniu zdawkowego zdziwienia, że ona dojechała samochodem do pracy, a on nie, udobruchała się wręczonymi jej przez naszą koleżankę… jajkami kolegi. Okazało się, że tylko po to przyjechała. Sam nie wiem, co powiedzieć…