Stosowałam dietę śródziemnomorską. Przykład na zdjęciu.
Swoją drogą, przekonaliśmy się, że deser w tamtych rejonach nie jest żadną opcją.
Jest absolutnym obowiązkiem!
Nawet przy śniadaniu.
Zanim to pojęliśmy zdarzyło nam się doprowadzić do łez co wrażliwszych kelnerów.
Ba! Raz nawet doprowadziliśmy obsługę do takiej desperacji, że dostaliśmy deser gratis. Żeby nie przynieść hańby lokalowi, najprawdopodobniej.
I zostaliśmy dopilnowani do ostatniego okruszka.
Tam w tym temacie nie ma żartów i jeńców nie biorą.
I wy teraz myślicie, że sobie żarty stroję, albo co najmniej konfabuluję. Nic z tego, wręcz przeciwnie, ograniczam się do minimum, żeby nie stracić ze szczętem wiarygodności... Jakbym tak wszystko opowiedziała...
A, prawda, raz nie jedliśmy deseru. To było wtedy, jak poszliśmy na lancz do naleśnikarni. I były naleśniki z czekoladą i bitą śmietaną...