Nie wiem, czy mają tu polską księgarnię.
Po mieszkaniu jak po mieszkaniu, ale dużo większa od Warszawy to ta wyspa nie jest. Co przejawiło się między innymi w tym, że w czasie, jaki na przeciętnym europejskim lotnisku spędzilibyśmy oczekując na bagaż, tutaj zdążyliśmy dotrzeć do hotelu i zameldować w pokoju z widokiem między innymi na morze. Znaczy jak się wyjdzie na balkon i popatrzy w prawo, to prawie widać. I nawet się za bardzo wychylać nie trzeba.
A propos widoków, to co prawda tym razem Grzegorz przedłożył dodatkowe miejsce na nogi ponad dostęp do okna, ale jak się okazało miał cwaniak najlepszy widok w całym samolocie. Co prawda tylko przy starcie i lądowaniu, ale widok uśmiechał się uroczo (choć służbowo) i nawet dał sobie zrobić zdjęcie.To się nazywa dbałość o pasażera...
A teraz ruszamy podbijać Vallettę, trzymajcie kciuki żeby się za bardzo nie opierała