Student Politechniki Lubelskiej napisał list, w którym prosi o interwencję. O co chodzi? Absolwent jest oburzony tym, że podczas obrony pracy dyplomowej musiał... odpowiadać na pytania komisji - czytamy na lublin.gazeta.pl.
Student napisał w liście do "Gazety", że zwykle na uczelniach wyższych obrona to formalność. "Natomiast na polibudzie: nie dość, że trzeba opowiedzieć o pracy, to jest się dodatkowo o nią szczegółowo dopytywanym (podczas gdy wcześniej była ona już sprawdzona i przez promotora, i przez recenzentów), a potem losuje się jeszcze aż 3 pytania z bazy ponad 100 pytań" - napisał zbulwersowany student politechniki.
Rzeczniczka wspomnianej uczelni Iwona Czajkowska-Deneka powiedziała na łamach "Gazety", że "studenci stają się coraz bardziej roszczeniowi, uważając, że wiele rzeczy należy im się z samego faktu bycia studentem".
"Obrona to egzamin, a nie fikcja, i kieruje się ustalonymi regułami. Na koniec jedna uwaga: wyższa uczelnia to nie przedszkole" - stwierdziła rzeczniczka.
73-letni mieszkaniec okolic Mszany Dolnej, uciekając przed policyjnym pościgiem załapał się "na stopa" do... nieoznakowanego radiowozu. Tam ze wszystkiego wyspowiadał się policjantowi, którego wziął za znajomego.
- Cześć Janusz, dobrze, żeś się zatrzymał, właśnie policji spie...am. Wiesz jakie jaja? Trochę wypity jechałem i na stacji benzynowej pomyliłem gaz z hamulcem... - tak zaczął swą historię 73-letni mieszkaniec okolic Mszany Dolnej.
Jak się okazało, kierowca, którego wziął za swego znajomego był policjantem, który właśnie uczestniczył w poszukiwaniach sprawcy stłuczki na stacji paliw.