Kot nie miał miejscówki, ale jechał jako priorytetowy bagaż podręczny.
Natomiast na pokładzie nastąpiło klasyczne domino pasażerskie. Pan z miejsca 12 usiadł na miejscu 76 bo podobała mu się pani z miejsca 78. Pani z miejsca 76 wzruszyła ramionami i usiadła na miejscu 82. Niestety, w Poznaniu dosiadła pani z miejsca 82, której ramiona pozostały niewzruszone i przesadziła panią z miejsca 82 (oryginalnie 76, pamiętajmy) na miejsce 81, które cały czas było wolne. Razem z panią z miejsca 82 (oryginalnie 76) przesiadł się świeżo poznany pan z miejsca 84 (oryginalnie nie wiadomo), a kiedy w Koninie dosiedli państwo z miejsc 81 83 potrzebny już był sędzia główny, wróć, konduktor...
Miejscówka kota była problemem w pekaesie, bo tam bagaż podręczny jest ograniczony. Miejsc było sporo, ale i tak wywiązała się następująca konwersacja:
(Dosiadająca Pasażerka, która spośród dwudziestu dostępnych miejsc wybrała TO właśnie, surowo lustrując transprorterek): A cóż to? Bagaż?!?
(Bruxa, umiarkowanie jadowicie lustrując Pasażerkę): Nie. Pasażer.
(Surowa Pasażerka, natychmiast gotując się na miękko): Ojej, kotek! A wygodnie mu?
Jak to kot jednak niezawodnie łagodzi obyczaje...