Jeszcze psia kość! I motyla noga!
A to w ogóle ciekawe, bo takim anglofonom prędzej przez usta przejdą skatologie niż... cokolwiek związanego z religią.* Go to hell, damn it, by God - to jest znacznie cięższy kaliber niż swojski shit. Stąd wysyp eufemizmów, typu heck, dang i by George. A u nas? Kurteczka!
To w ogóle jest wbrew pozorom całkiem poważne zagadnienie lingwistyczne - jakim mięsem kto rzuca, i dlaczego akurat takim? Fascynującą książkę na ten temat czytałam, pod wielce dwuznacznym tytułem "Your Mother's Tongue"
____________________________________________
* a na szczyty doprowadzili to frankofoni z Nowego Świata. Taki mieszkaniec Quebecu, jak się porządnie wnerwi to może puścić taką malowniczą wiązankę: “Osti de tabarnak de sacrament, de câlice de ciboire de criss de marde!”. Z czego najcięższym kalibrem, od którego odpadną wszystkim uszy, jest tabarnak de sacrament.
https://en.wikipedia.org/wiki/Quebec_French_profanity