Nie przebąkują o Kydryńskim, tylko właśnie się pożegnał.
Na antenie.
Sieroty? Można i tak powiedzieć. Ilu ludzi, tyle motywów.
Przynajmniej w kilku przypadkach - ostatnia wachta.
Jakaś nadzieja, że uda się przetrzymać, więc nie należy opuszczać łajby, póki płynie.
Już nie płynie, dryfuje bez załogi w zasadzie. Paru się jeszcze błąka ze starej ekipy.
Paru się świetnie odnalazło i pewnie zostanie.
Jakieś ręce do pracy się znajdą, ale tych braków załatać się nie da.
Tymczasem, kiedy słuchałam ostatniej Sjesty to tak jak Redaktor Kydryński wspominałam, on 31 lat, ja trochę więcej.
Te popołudnia, kiedy biegiem wracałam ze szkoły, żeby zdążyć na Powtórkę z Rozrywki. I na Powieść. I na Tonację, tamtą Tonację z muzyką filmową i z country i z reggae...
Te magiczne wieczory, kiedy leciały premierowe odcinki NTDO, Żelazny Karzeł Wasyl, Latający Słój, Który Mówi, niezapomniane Trio Ociec, Wuj i Stryjo...
Te noce, kiedy do rana zakuwałam na studiach. I te z Tomkiem Beksińskim.
O notesiku z notowaniami LP3 nawet nie wspomnę.
Sjestę pożegnałam kieliszeczkem madery, bo wydawała mi się odpowiednia.
Czym pożegnać Trójkę?
Myślę, że każdemu Trójka skończyła się kiedy indziej. Niektórym pięć lat temu, niektórym wcześniej. Niektórym niedawno, z odejściem Pana Wojtka.
U mnie milczy od ładnych kilku tygodni. Ale skończyła się dzisiaj, ze Sjestą.