Do syreny ogólnie nic. Ale ten egzemplarz pamiętam aż nadto dobrze, bo zanim została syrenką sąsiada, była... naszą syrenką. I już od poczatku pokazała swój niezapomniany charakter.
Pamiętam jak dziś, siedzieliśmy licznie zgromadzoną rodziną plus zaprzyjaźnieni sąsiedzi, oczekując przy odpowiednio zastawionym stole Ojca Rodziny, wysłanego przez tąż rodzinę z wiekopomną misją nabycia pojazdu mechanicznego. Duma, prestiż, nieco nerwowe oczekiwanie... W pewnej chwili zza okna dobiegł warkot jakby czołgu, a wodząca rej u stołu Mama skomentowała żartobliwie "No co za <ev> bez tłumika jedzie!".
Tak, zgadliście...
I taka niepokorna pozostała do końca. Jak roztajały śniegi znaleźli się w końcu amatorzy i spróbowali ją zabrać na przejażdżkę. Żeby nie robić hałasu postanowili zacząć na pych... Osiedle szczęśliwym zbiegiem okoliczności na górce, dopchali do przecznicy wiodącej w dół ku miastu, udało się zepchnąć i... tyle. Nie zaskoczyła. Dojechała w sam raz prawie pod komisariat.
Nawet nie wiem, czy sąsiad ją w końcu z tamtejszego parkingu odebrał...
Habent sua fata nie tylko libelli, także automobili...