A mnie dopadł ból, hmmm, nawet nie wiem jak go nazwać, ból trzeciej fazy? Może to też być pokłosie słuchania o październiczeniu...
Dotarło do mnie, że nic nie umiem. Tzn. w zasadzie coś tam umiem, ale żeby to coś wykorzystać potrzebne mi odpowiednie środowisko, materiały i narzędzia. To wszystko ludzkość wymyśliła, wytworzyła i korzystam z niego jak jaki pasożyt, bo sam nie potrafiłbym.
No weźmy taki przykład - umiem nazbierać grzybów, nawet potrafię odróżnić, które są jadalne, ale... patelni nie zrobię, oleju nie uzyskam, to co mi choćby po takiej kani - na surowo nie zjem!
Umiem pisać i czytać, nawet niekiedy ze zrozumieniem, ale... jak zrobić wkład do długopisu? Albo atrament? Krwią długo nie popiszę, zresztą - na czym??? Mógłbym pisać patykiem po piasku, dopóki nie przyjdzie większa fala...
No i o czym nie pomyślę, to kicha - nie dam rady, nie znam się, nie umiem, no jak żyć?!
PS. Bożesz! Przecież piwa ja też nie umiem robić...