Ja najmocniej przepraszam, że zrobię wtręt w tak zajmujący temat, ale...
Przemytnicy spili więc kozę do nieprzytomności, ubrali w szary płaszcz i kapelusz, i posadzili na tylnym siedzeniu samochodu, aby udawała śpiącego człowieka. Celnicy nie pamiętają już czy kozę zdradził zapach czy wystający kawałek rogu.
... ale to zrzyna jakaś. Mój osobisty sąsiad za czasów mięsa na kartki (czy też kartek na mięso, nie pomnę) w wyżej opisany sposób przemycał ze wsi prosiaka. Ino spijać go nie musiał, bo prosiak był już w stanie, że tak powiem, masarniczym. Prosię w jesionce i kapelutku
, przypięte pasami, dotarło na imprezę, którą miało uświetniać swoją obecnością niezdemaskowane. Może dlatego, że z pyska podobne było do towarzysza sekretarza...
A tera już można dalej o cyckach.