Tak się złożyło że musiałem w łykęd intensywnie korzystać z usług odpowiednika PKP w kraju tradycyjnie mającym pewne związki z PL: Napoleon, xiąże Pepi, pani Walewska, te klimaty. Wrażenia pozytywne i w sumie bardzo swojskie: zagadany w sprawie możliwości kupienia biletów na sznelcug w którym już nie było miejsc dostępnych w kasie maszynista stwierdził że nie ma problemu i odesłał nas na drugi koniec pociągu do kierpocia. Kierpoć, trzeba trafu pani, całkiem nieźle zrozumiała prośbę wypowiedzianą w stylu pratchettowskim (po polsku, głośno i wyraźnie), pomogła pani siedząca w pobliżu i wszystko było OK. A bardziej serio: mam wrażenie że we Francji w każdym (przepraszam) Pcimiu Dolnym jest stacja, może trzeba poczekać 2h ale pociągiem da się dojechać wszędzie. I komu to przeszkadzało u nas?