Ciotka Bruxa z Podróży melduje się ponownie z pokładu Kolei Dolnośląskich na relacji Kudowa Wrocław.
Dziś był historyczny dzień, pierwszy raz odjechałam z peronu drugiego. Widok pociągu stojącego nie na tym torze, co zwykle, był tak oszałamiający, że dość licznie zgromadzeni pasażerowie przecierali oczy i odmawiali przyjęcia tego faktu do wiadomości. Po czy udali się świńskim truchtem na zdrowotną przebieżkę z przeszkodami, bo perony w Kudowie mamy długie, przejścia na końcu, a przed przejściami szykany jak nna Wielkiej Pardubickiej. Żeby z rozpędu nie wpaść pod przyczynę tego zamieszania, czyli Pociąg [baczność!] Dalekobieżny [spocznij!], który właśnie wjeżdżał na peron pierwszy, aby na nim zażyć zasłużonego wypoczynku, aż do czasu, kiedy uda się w podróż powrotną, co nastąpi po południu. A w tym czasie lokalsy będą parkować na drugim. I tu dochodzimy do domniemanej rzeczywistej przyczyny kierowania podróżnych zygzakiem i na skroś przez tory na peron drugi. Otóż nie jest nią doniosły fakt wjazdu Pociągu [baczność!] Dalekobieżnego [spocznij!]. Kolej dba po prostu o racjonalne wykorzystanie peronów. Po niedawnym remoncie, który ubogacił nasz dworzec o perony dostosowane do organizowania biegów na średnie dystanse przez płotki, okoliczna ludność sarkała, że drugi peron to wyrzucanie pieniędzy, bo nic z niego nie odjeżdża, ani nie przyjeżdża. Otóż doczekalim. I teraz tym peronem otwieramy oczy niedowiarkom...
Dobra, starczy, w międzyczasie minęliśmy Duszniki i Szczytną, a teraz zwiedzamy Piekiełko. Panoramiczna szyba, przy której siedzę, jest tak czysta, że prawie czuć przez nią aromat tego świerkowego lasu, przez który jedziemy. Słoneczko świeci, prund jest pod stoliczkiem, wi-fi nie ma, ale w Polanicy powinien wrócić zasięg.
Ciekawe, czy raport z linii Breslau-Posen, którą wybieram się dziś wizytować, wypadnie równie pomyślnie...