Oj przyzwyczailiśmy się do dobrobytu. Na przykład szkoła. W koło tyko opowieści, jak to uczniowie mają ciężko, ile programu do opanowania, kartkówki, sprawdziany, klasówki. Dzieci trzeba wołami do placówki ciągnąć. Może powinniśmy brać przykład z krajów, gdzie wysłanie dziecka do nauki to święto dla całej rodziny, ba społeczności? W takich górskich rejonach Peru, czy Boliwii, radość jest tak wielka, że gdy ojciec po raz pierwszy wysyła dziecko do szkoły na szczęście rozbija o nie butelkę z szampanem. Z szampanem, na który rodzina musiała pracować nieraz kilka lat. Można? I pociechy to rozumieją. Na głowie staną, żeby nie wrócić do domu!