A więc w niezapomnianym roku 2023 podróżowałem z kotem rasy pies, rasy podróba owczarka, rasy ostre problemy behawioralne (jak widzi dużego psa to chce zeżreć, jak widzi małego to chce wiać - i nie odwrotnie, nie inaczej) koleją państwową polską z wywczasów do wywarszawy.
Kot psi był zatem psem podróżującym koleją, choć nie ma na imię Lampo.
Psisko to wywołało niemałe zainteresowanie ze strony dziatwy tymże pociągiem podróżującej, a że była to kolejowa abominacja Pesą zwana, to dziecię pary pierwszej (potomstwo lat na oko 4, rodzice lat na oko 40) wykminiło że jak będzie co piętnaście minut komunikować potrzebę udania się do ustępu to będzie okazja żeby koło pieska przejść. I tak chodząc wkurzali wszystkich, za wyjątkiem kota rasy pies.
Drugi komplet dzieci i rodziców po chyba trzykrotnym przelezieniu składu w poszukiwaniu swojego miejsca w odpowiednim wagonie zasiadł w końcu kilka rzędów dalej. Dziecięcia (dwójka, dwoje chłopców, zero dziewczynek, średnia wieku coś koło sześciu wiosen) jęły namawiać rodziców na nabycie niezwłocznie po dotarciu do celu podróży także kota marki pies, rasy rottweiler najlepiej. Czarnego najlepiej. Złego jak diabli, bo już miały imię dla niego - Diablo (ciekawe, czy Włodarczyk).
Na dworcu zwanym Gdańskim zaś kot marki pies zrobił rejwach i rwetes na widok innego psiego pobratymcy, który też miał jakieś problemy behawioralne z kategorii "zabić wszystkich heretyków".