Ale one latały głównie w dół. No dobrze, czasami trochę po skosie. Dobrze, że jeszcze wtedy w Dufałce nie mieliśmy mebli, zwłaszcza tej szklanej witrynki z kryształowymi kieliszkami...
Najpierw postawiliśmy i ubraliśmy choinkę. Luzem postawiliśmy... Po pierwszym lądowaniu wbiliśmy w ścianę hak i przywiązaliśmy solidnym sznurkiem. Po kolejnym lądowaniu w drugą ścianę też wbiliśmy hak. Potem już nie lądowała, tylko się bujała na tych sznurkach... Duża taka, pod sufit. Potem się kotu znudziło, ale ślady po hakach są w ścianach do dziś...
Jakie to szczęście, że ja z zasady nie używam szklanych bombek, tylko słomianki i pierniczki...
Edit: Nie zachowały się co prawda żadne czarne skrzynki, ale gwarantuję, że żadna brzoza nie miała z tym nic wspólnego.