Byłam na koncercie SDM. Teściowie zorganizowali bilety.
Taaak... Pan skupił się głównie na prezentacji nowego materiału. Powiem tak - kiedyś, jak było ciężko to zawsze jeszcze przecież były echa ich starych piosenek, gdzieś w zakamarkach, wyryte na pamięć. I dało się radę.
Jakbym się miała posiłkować aktualnym repertuarem, to najprawdopodobniej wyszłabym przez okno. Zamknięte. Z szóstego piętra.
Ja rozumiem, że poeta cierpi i ma żal do świata, ale żeby od razu własną publiczność ciupasem karać?
Jak w końcu powiało klasyką, to też z pretensją, że od trzydziestu lat ludzie tylko tego chcą słuchać, a geniusz pozostaje niedoceniony.
No i nie wiem, czy większy mam żal o te nowe, czy o to, co zrobiono z tymi starymi. Bieszczadzkie anioły w tonacji mol. Chórem grzmiącej publiczności rzucone gorzkie "No to teraz karaoke".
Grzegorz polewa Primatora szesnastkę, idziemy na piwo, niechybnie brakuje tam nas.
Morał: należy lękać się teściów, gdy przynoszą dary.
PS: I jeszcze jedno. Panie pisniczkarz. Możesz pan pielęgnować swoje urażone ego. Możesz pan obrażać się na cały świat, z publiką włącznie. Ale ja pana bardzo proszę, Edka Stachurę to pan zostaw w spokoju. Bo bez Edka to pan byś był mniej wart niż powietrze, co je pan strunami poruszasz. Amen.