Dlaczego czarne mrówki nie są czerwone II (dwa) czyli - dlaczego koty jedzą muchy
- Kaśka! - głos Ryska zagrzmiał jak zgrzyt pękającego poszycia Titanica - masz wezwanie!
- Ja? - Zdziwienie Kaski było szczere - a gdzie?
- Do randki w ciemno!
- Tak? - Zdziwienie Kaski było jeszcze szczersze - Naprawdę?
Rysiek miał dość.
- No pewnie. Redaktor Kawalec chce się z tobą ożenić!
- Żartujesz - Kaśce zaczęło coś świtać - gdzie to wezwanie?
- Na lodówce - Rysiek chciał żartować dalej, ale wzrok Kaski tę ochotę szybko mu wybił z głowy - Ja nie wiem. Listonosz zostawił tylko awizo. Trzeba było się nie szlajać, tylko przyjść po pracy do domu.
- Wcale się nie szlajałam - Kaśka się obruszyła - byłam tylko u Jolki, później wpadłam na chwilę po zeszyt do Beaty...
Rysiek przerwał jej brutalnie.
- Kalendarza mi tu nie wymieniaj. Ciekawe, że od tej Beaty to nie mogłaś wyjść o własnych siłach, a szerokość chodnika wytyczała ci azymut... - tu Rysiek przerwał, widząc że przeholował. Kaśka obraziła się.
- Masz tu swoje awizo i rób z nim co chcesz, ja mam robotę - powiedział i udał się do swoich zajęć.
Kaśka wzięła awizo. Faktycznie, na blankiecie podkreślone było słowo wezwania. Postanowiła nie czekać, tylko pójść szybko na pocztę i odebrać przesyłkę. Zresztą i tak miała wpaść do Grażyny po skrypt.
- Wychodzę - rzuciła do pleców Ryśka i wyszła. Na poczcie nie było nawet dużej kolejki. Kiedy odebrała wezwanie rzut oka wystarczył - już wiedziała co to jest. Oczywiście było to wezwanie do stawienia się w sądzie rejonowymi danie takiego a takiego w sali takiej to a takiej w charakterze świadka.
- Jeszcze tego brakowało - mruknęła do siebie. Po co jej to? Złodziejka rzetelnie wywiązała się ze zobowiązań, pieniądze już dawno wydane i w zasadzie zapomniała już o całej sprawie, a tu masz, wezwanie do sądu. Zrezygnowała z wizyty u koleżanki, tylko szybko wróciła do domu. Miała nadzieję, że Rysiek jej coś poradzi. On zawsze umiał coś doradzić.
- Już wróciłaś -Rysiek był szczerze zdziwiony - stało się coś?
Kaśka postanowiła nie reagować na zaczepki męża. On się może jeszcze na coś przydać. Szafę przestawić, śmiecie wyrzucić, czy iść do piwnicy. Kaśka brzydziła się piwnic.
- Nic się nie stało - wzruszyła ramionami - wezwanie do sądu dostałam. A co będzie jak nie pójdę?
- Wsadzą cię do więzienia, a tamta będzie chodzić na wolności i sprawiedliwości nie stanie się zadość.
- E, ty se żartujesz, a ja mam poważny problem - zezłościła się Kaśka - nie chce mi się tam iść, może nie pójdę - spojrzała z nadzieją na męża. Niestety, nie ujrzała w jego oczach akceptacji.
- Jak się mówi a, to trzeba powiedzieć b - rzucił Rysiek - na kiedy masz to wezwanie?
- Na przyszły wtorek na 11.30.
- Zawiozę cię tam. I sam to wszystko zobaczę.
- Ale przecież ja im powiedziałam, że nie wnoszę roszczeń, to dlaczego ten proces? - Kaśka próbowała za wszelką cenę wybronić się od tego obowiązku.
- Za dużo oglądasz amerykańskich filmów. To przestępstwo ścigane jest z urzędu, a ty się zrzekłaś powództwa cywilnego. To nie ma tak jak w Ameryce. Nie łam się - pocieszał Rysiek - przyczynisz się do poprawy praworządności w naszym kraju.
- Czego? - Kaśka wydawała się być nieobecna.
- Niczego, żartowałem.
- Ty tylko żartujesz, a ja jestem zdenerwowana. Wszyscy jesteście tacy sami! Zostaw mnie, daj mi spokój, słyszysz?!
***
- Gdzie ty się podziewasz? - Rysiek był zły - już 10 po 11.
- Tak? Się zagadałam. Napiję się wody i możemy jechać. Zaschło mi w gardle.
Do gmachu sądu nie było daleko, a Rysiek o dziwo znalazł bez trudu miejsce do parkowania. Weszli do gmachu sądu.
- Jolka nie będzie zeznawała? – spytał Rysiek.
- Nie, nie dostała wezwania. Zresztą w sumie tylko mnie okradli. No gdzie ta sala – Kaśka była wyraźnie podenerwowana.
- Nie przejmuj się – Rysiek stałą się ja uspokoić – na piętrze. Na parterze jest wydział cywilny. O widzisz? Jest.
- Która godzina?
- Jesteśmy przed czasem.
Rysiek przeczytał wokandę wiszącą na drzwiach. – Widzisz? – spojrzał na żonę – wisisz.
- Co? – Kaśka była nieprzytomna.
- Wisisz na wokandzie.
- Gdzie?
- Nieważne. Wchodzimy. Zamknięte! – stwierdził odkrywczo, gdy klamka oddała mu boleśnie w mięsień.
- Rysiek, zobacz – Kaśka szarpnęła mocno męża – siedzi.
- Kto?
- No ona, ta złodziejka!
- No to co, siedzi i se jeszcze posiedzi. Ha, ha, ha...
- A jak jej nie skażą?
- To wyjdzie.
- A co będzie jak ona przyjdzie do mi domu i mnie ukatrupi?
- To wyprawię ci świetną stypę, nie nudź.
- Która godzina?
- Za 18 12.
- Czego oni się spóźniają? Gdybym ja się tak spóźniała do roboty, to by mnie zaraz zwolnili. Minęło już 15 minut? Chodźmy do domu. A co mi zrobią jak sobie pójdę?
- Już ci mówiłem. Zamkną cię w celi ze szczurami. Zresztą już idą.
Faktycznie. Cały skład orzekający zdążył już po kolei szarpać za klamkę, aż w końcu ktoś się zlitował i pobiegł po klucz. Do sali weszli kolejno: sędzia orzekający, sędziowie przysięgli, protokolantka. Później dołączył do nich prokurator. Po krótkim oczekiwaniu poproszono zainteresowane strony na salę. Nastąpiło ustalenie personaliów, po czym sędzia wyprosił Kaśkę z sali. Kaśka rzucała wściekle spojrzenia Ryśkowi, by on też wyszedł, lecz on jako widz nie musiał opuszczać sali i miał stanowczy zamiar z tego prawa skorzystać.
- Pani personalia? - sędzina zwróciła się do oskarżonej. Ta jakby jej nie słyszała. Zastanawiała się nad tym, co ona właściwie tu robi. Dlaczego się przyznała i wzięła wszystko na siebie. Przecież miała na sumieniu już podobne występki... A wcale wtedy nie chciała okraść tej baby. Tak samo jakoś wyszło, zresztą myślała, że ona ma więcej. Trzeba grać skruszoną, może się uda dostać wyrok w zawiasach... Poznała już smak więzienia i nie chciała tam już wracać.
- Pani personalia? - sędzina powtórzyła pytanie - czy przyznaje się pani do zarzucanego jej czynu? - oskarżona przygnała się - Przysługuje pani prawo odnowy składania zeznań, czy chce pani skorzystać z tej możliwości?
Oskarżona chciała. Odczytano więc zaprotokołowane zeznania, które złożyła podczas śledztwa. Rysiek nie dowiedział się z nich niczego nowego, było tak jak opowiadała Kaśka. Jako że oskarżona nie chciała nic od siebie dodać, poproszono świadka. Na salę weszła Kaśka.
- Co pani wiadomo o sprawie?
- O jakiej sprawie? - Kaśka była spięta.
- Pani sprawie, co pani może o tym powiedzieć.
Kaśka zaczęła mówić trochę nieskładnie, lecz kiedy sędzina zaczęła wypytywać krok po kroku, Kaśka rozluźniła się i dalej poszło już jak z płatka. Opowiedziała o całym zdarzeniu, jej wersja nie różniła się zbytnio od zeznań oskarżonej. Po Kaśce głos zabrał prokurator. Stwierdził, że czyn ten kwalifikuje się jako zuchwała napaść (art. 208 KK), wobec przyznania się oskarżonej zaniechano prezentowania materiału dowodowego, przedstawił okoliczności obciążające, oraz (Rysiek do dziś nie wie dlaczego) łagodzące wymiar wyroku i poprosił o taki a nie inny wymiar kary.
Sędzia prowadzący przyjęła oświadczenie prokuratora i poprosiła wszystkich o opuszczenie sali. Po dość długiej przerwie (podczas której Rysiek musiał zdać Kaśce relację o stanie osobistym i majątkowym oskarżonej), protokolantka poprosiła zainteresowane sprawy. Sędzina ogłosiła wyrok.
W momencie czytania sentencji wyroku, złodziejce mocno zabiło serce. Będą zawiasy czy nie. Były! Chwała Bogu. Musi się jeszcze trochę rozkleić, popłakać, no bo jak by to wyglądało, żeby ona była zadowolona z wyroku. Grzywnę i nawiązkę zapłaci bez problemu, najgorzej było z wyrokiem. Podczas uzasadnienia zaczęła płakać i mówić, że to nie ona, to koleżanka, że ona wzięła winę na siebie.
Sędzina stwierdziła, że mogła to powiedzieć w śledztwie, a teraz, gdy już zapadł wyrok jest za późno. Wyraźnie zdegustowany Rysiek wypchnął Kaśkę z sali rozpraw
- Chodź, idziemy na lody. Nie będziemy przecież tych bredni. Na najlżejszy wyrok z możliwych i jeszcze płacze. Eeee - skrzywił się - do kitu z takim sądem i w ogóle z babami.
I tylko wieczorem, gdy kładł syna spać, ten znowu zamęczał go odkrywczymi pytaniami.
- Tato dlaczego koty jedzą muchy?
- Bo nie mają posiłków regeneracyjnych, śpij!
- A dlaczego koty nie mają posiłków regeneracyjnych?
- Bo nie należą do związków zawodowych!
- A dlaczego nie należą do związków zawodowych?
- Bo czarne mrówki nie są czerwone!
Odpowiedź ta widocznie zadowoliła dziecko, ponieważ po chwili spało już słodkim, kamiennym snem.
Piotr Wójcik