Własny mąż stanął na wysokości zadania i obudzony o północy informacją, że nasz transport się zbiesił i obejmuje podwózkę jedynie na rubieże Warszawy, i to zdecydowanie nie te właściwe, zareagował pytaniem: Dobra, to gdzie i o której?
A że dzwoniłam spod Częstochowy...
O pierwszej był na miejscu, jak kawaleria w westernie albo inny helikopter GOPRu, i jeszcze rozwieźliśmy troje innych rozbitków po Ursusie.
My hero.
Zupełnie poważnie mówię.
Nawet nie wniósł o natychmiastowy rozwód.