OBRYMB
Przez pewną odnogę Wisły ludzi i samochody przewozi prom. W 80s obok tej przeprawy, w szczerej trawie stał budyneczek sklepu spożywczego z piwem, obrośnięty chmarami kapsli. Przybyła tam, zainteresowana promem, nasza hałastra w sile 7 osób - teraz zainteresowana piwem. Wzięliśmy po flaszce i na zewnątrz stanęli w kółku, łykając wesoło.
Wtedy ze sklepu wypadła „pani sklepowa” i obrugała nas takimi słowy: w obrymbie sklepu spożywanie jest zakazane. Trzeba czytać. Odsunęliśmy się więc o parę metrów dalej w trawę, rozprawiając chichotliwie - ile też wynosi w metrach obrymb. Kiedy uznaliśmy się już za uczciwie pozaobrymbionych, pani wybiegła znów i ze zdwojoną irytacją wyrzekła, że więcej nam nie poda. Nie planowaliśmy drugiego zakupu, ale w tych okolicznościach - każdy zrozumie - w najniewinniejszej nawet pośród nas koleżance obudziła się przekora. Jednocześnie, zauważyliśmy że po bokach i za tyłem sklepu, pojedynczo i grupkami, jawią się osobnicy z butelkami, których nikt nie strofuje. Wyłoniliśmy więc negocjatora, który udał się do sklepu po wyjaśnienia. Tam usłyszał - mniej, więcej - że obrymb jest od przodu, a przynajmniej w zasięgu widoku z wnętrza i jak by kto miał trochę kultury, to jemu nie trzeba by było tłumaczyć.
Cóż, młodzi jeszcze byliśmy, a pełniejsza ogłada wymaga lat.