Koty lubią listonoszy, czy zwyczajnie ich ignorują, jak prawie wszystko?
prawie robi różnicę. Zdarzyło się raz że byłem w stronach rodzinnych gdy wpadł po kolędzie lokalny proboszcz (bardzo w porządku zresztą). Siedzi i rozmawia i ta rozmowa zwabiła kocura Białoburego. Kot siadł sobie na widoku i zaczął wnikliwie obserwować proboszcza.
Ten nic.
Widać było że kotu to nie pasuje. Zjawianie się przy gościach powinno powodować raczej zachwyt: "o jaki wielki kot", "o jakie ładne futro" kończące się często myzianiem!
A tu nic.
Kot wyraźnie dał proboszczowi ostatnią szansę i zaczął uderzać ogonem o parkiet: "dup... dup... dup...".
Nic.
Tego było za wiele. Kocurek wybił się, wskoczył proboszczowi na kolana i zaczął go udeptywać, próbując jednocześnie wybić żuchwę łbem.
Mama: Boże co za kot, Marcin zabierz go!
Kot: szybkie zakotwiczenie pazurami.
Proboszcz: nic nie szkodzi ja lubię koty (głasku głasku)
Kot: MRRRRCHRRRRRRR!!!!!
I świat wskoczył na własciwe tory