Przystanek autobusowy, siedzę, czekam. Zza wiatki wynurza się osobnik z desperacją na obliczu...
- Przepraszam, taka prośbę bym miał... Jakby mi pani mogła kupić coś do jedzenia, bo ja głodny jestem. [Tu wstaw duszeszczypatielną historię na melodię "Winowat, Wasze Wieliczestwo, chlałem, prawda, zabradiażyłem, ale już przestałem, robotę znalazłem, od poniedziałku..."] No to jakby można coś do jedzenia... Nie na alkohol, naprawdę. Ja tu jednego pana rano prosiłem, to poszedł i mi piwo przyniósł. A ja taki głodny jestem...
No tylko świnia by nie pomogła.