12 czerwca 2003
Maryla: Najprawdopodobniej trzeba Murzyna zanieść do weterynarza.
Grzegorz: A to po co? W zasadzie to był szczepiony jakoś w 1978. O ile wiem to się tego nie powtarza.
Maryla: Ale nie chodzi o to! Chodzi o to, że się dziwnie zachowuje. Syczy jakby częściej…
Maurycy: Zawsze syczał, mamo.
Maryla: Ale tylko nadepnięty, a teraz bez powodu. Do tego pokrył się jakimiś takimi jakby piórkami… białymi.
Grzegorz: No to co?
Maryla: A, z wami… nieroby i na psa żałują. Chodź tu Murzynku, dam ci kaszy, pogłaszczę, co ci jest piesku?
<agresywny syk>
Maryla: Na panią syczysz?! Na rękę, która, najprawdopodobniej karmi?!
Grzegorz: A właśnie, kiedy on coś jadł? I czemu nas pasiesz tymi śmierdzącymi zapiekankami kiedy w domu jest kasza?!
Maryla: Nie denerwuj się, jesteś po zawale. Jak zwykle zresztą. No chodź piesku, chodź.
<donośniejszy syk i odgłos upadającego na podłogę pęta kiełbasy>
Dziadek (piskliwie): RANY BOSKIE! Ogon mu odpadł!
Maurycy: Nic nie szkodzi, nasz Murzyn po prostu linieje. Zresztą już mu ogon odrasta, o.
Grzegorz: Ale na czole. To róg?
<kolejny, jeszcze donoślejszy syk i kolejno dwa odgłosy upadających pęt kiełbasy>
Maurycy: Mówiłem? Linieje. A ogon i dwie tylne łapy mu odpadły, jak tu u pająków.
Maryla: Nasz Murzyn to pies, nie pająk <kolejny syk „psa”, w tle trzepot skrzydeł> a pająki nie mają skrzydeł.
Grzegorz (zdenerwowany): A na pewno nie dwóch par! Ojcze, natychmiast zbierz Murzyna do weterynarza! Bardzo się upieram, żeby ojciec natychmiast wziął Murzyna do weterynarza!
Maryla: Grzegorzu szmato ty, bądź raz mężczyzną i sam to zrób zamiast się starcem wyręczać! Murzyn może być najprawdopodobniej niebezpieczny!
Maurycy: Tak, a ponadto przypominam że żyjemy z emerytury dziadka. Wraz ze świadczeniem honorowym za bycie stuletnim dziadygą stanowi to nasz jedyny dochód na ten moment.
Dziadek (normalnym już głosem): Od dekady chciałeś powiedzieć, obiboku.
Maryla: Nie kłóćcie się, tylko coś zróbcie.
Grzegorz: Ale co?
<cichy syk przechodzące w głośny ryk; trzepot skrzydeł po czym następują odgłosy jakby ćma obijała się o lampę>
Dziadek (znowu piskliwie): RANY BOSKIE, ON LATA! Otwórzcie okno!
Maurycy: Nie da rady, zakleiliśmy je zimą krystal-cementem.
Dziadek (piskliwie i w słyszalnej panice): NIECH KTOŚ OTWORZY DRZWI!
<odgłos otwieranych drzwi>
Pan Włodek: Przepraszam że tak bez pukania, ale były otwarte i pomyślałem sobie… a co to lata pod sufitem?
Maryla (powoli i płaczliwie): To jest… proszę pana… nasz piesek.
Pan Włodek: Znowu państwo go strzygli?
Maryla (płacząc): Nieee. On tak sam z siebie. Piesku, co ci jest?
<kolejny, tym razem głośniejszy ryk i dłuższy trzepot skrzydłami>
Maryla (krzycząc): ŁAPCIE GO, CHCE UCIEC!
Grzegorz: Ty chyba zwariowałaś.
Pan Włodek: O, wyleciał przez drzwi. O, leci w dół klatką schodową. O, wpadł między pannę Ingę i pana Słowikowskiego <histeryczne krzyki: męski i damski w tle>.
Maryla: Szybko, do okna! Maurycy, podaj mi lunetę! Grzegorz, wyłaź spod blatu stołu!
Grzegorz: Nie!
Maurycy: Lunetę dawno sprzedaliśmy, jak tatuś chciał kupić dolary. Kupił dwa, i to z Zimbabwe.
Grzegorz: Jeszcze mi podziękujecie, darmozjady bez wiedzy o świecie.
Maryla: Eh, wy!
Dziadek: Co robi nasz aeropies?
Maryla: Lata po podwórzu, a nie! Przysiadł na śmietniku, a nie! Znowu lata, a nie! Nasikał na samochód Grzegorza.
Grzegorz: Na mój samochód!? Na dach mojego samochodu?!
Maryla: Nie, na kierownicę, przecież dach dawno ukradli.
Maurycy: Chciała mama powiedzieć: ukradliśmy, żeby dostać pieniądze z odszkodowania.
Maryla: Leci do okna!
<tubalny, syczący głos> Gszegoszuuu… ty… szmatooooo… ty…
Chór (Dziadek, Pan Włodek, Maryla Maurycy): ON MÓWI!
<tubalny, syczący głos> Imbesssyle, sssadyści, masossschiści, zboszeeeńcy, leeenie, szóóółwie, grubasssy, chytrussssy, darmosssjady, pieeeerdziele, kretyyyni…
<dłuższy trzepot skrzydłami>
Grzegorz: Odleciał?
Maryla: Odleciał, odleciał.
Grzegorz: Nie pytam się ciebie, nie okazujesz należnego mi szacunku to nie rozmawiam z tobą! Maurycy?
Maurycy: Tak tatusiu?
Grzegorz: Odleciał czy nie?!
Maurycy: Tak tatusiu.
Grzegorz: I widzicie? Mówiłem, że nie ma po co brać go do weterynarza?
===koniec===
Trivia: ZUS faktycznie przyznaje świadczenie honorowe (niewąskie, kilka lat temu to było 3 tysiące na rękę, czyli sporo dżemu dla KRN-u) więc wartość rynkowa J. M. Poszepszyńskiego wzrosła niepomiernie wraz ze setnymi urodzinami.