Trochę to trwało ale oto kolejny odcinek autorstwa Toma. Miłej lektury, szkoda niestety, że nie słuchania
Pan Włodek: Nie wiem czy przyszedłem do państwa w odpowiednim momencie, ale widzę, drzwi uchylone to myślę, wejdę.
Maryla: Ależ pan, panie Włodku zawsze jest tu miłym gościem. Zawsze mówiłam i mówię, że z pana to kawał mężczyzny. To nie to co Grzegorz!
Pan Włodek: Bardzo jest pani dla mnie mila, ale dziś przyszedłem specjalnie do dziadka Jacka.
Dziadek Jacek: Do mnie? To nie ja zabrałem mleko spod pana drzwi. To na pewno pan Słowikowski albo panna Inga. On cale dnie kreci się koło zsypu to i on na pewno dzisiaj rano wypił panu to mleko.
Pan Włodek: Ależ nie o to chodzi tym razem. Przyszedłem, bo przysłała mnie moja żona. Poprztykaliśmy się nawet o to i musiałem jej przylać z samego rana. Pan rozumie - ja w nią patelnią a ona we mnie krzesłem, taka poranna dyskusja.
Dziadek Jacek: Słyszałem ten łomot łamanych mebli, ale nadal nie wiem co pani Bożenka ma do mnie? Z góry uprzedzam, że żywcem nie dam się wziąć!
Pan Włodek: Nie chciałbym powtarzać plotek, które obiegły całą kamienicę, ale ponieważ pana lubię panie dziadku Jacku to chciałbym pana ostrzec.
Dziadek Jacek: Wiem, przed tym mordercą Zachariaszem Dorożyńskim? Bo wie pan, ja jako biegły sądowy brałem udział w procesie tego zatwardziałego mordercy Igi Korczyńskiej, tancerki teatrzyku Ananas w Warszawie i on poprzysiągł mi zemstę.
Pan Włodek: Tym razem to nie o to chodzi. Widzi pan, kiedy moja żona o piątej rano czuwała aby usłyszeć kiedy roznosiciel mleka postawi butelkę przed naszymi drzwiami, wyśledziła coś dziwnego. Usłyszała jak panna Inga żegna się z jakimś mężczyzną na korytarzu. Komu innemu nie mówił bym o tym, ale pana dziadka Jacka szanuję a wiemy wszyscy, że chodzi pan często do panny Ingi. Takie pożegnania o piątej rano dają całej kamienicy wiele do myślenia.
Maryla: A to szmata!
Dziadek Jacek: Nie Marylko, to japoński podkoszulek, którym wycieram mokra podłogę w kuchni, bo zlew bardzo cieknie. Była tu nawet w tej sprawie sąsiadka z dołu i to nawet trzy razy. Dziwne, że chce jej się tak często chodzić po schodach?
Maryla: Chciałam powiedzieć, że nie spodziewałam się tego po niej.
Dziadek Jacek: Ja tez nie spodziewałem się, że ta szmata tak szybko nasiąknie i dlatego wziąłem swój ulubiony podkoszulek. On jest naprawdę świetny do wycierania podłogi To stara, solidna, japońska robota.
Maryla: Czy ojciec nie rozumie, że jest to dla całej rodziny Poszepszyńskich wielki wstyd! Nawet Murzyn jest zawstydzony i nie wytyka głowy spod łóżka!
Dziadek Jacek: Ale jaki tam wstyd, że pościerałem podłogę w kuchni i nareszcie jest czysta? Prawdę mówiąc dawno już powinno się ja umyć na mokro, ale nikt w tym domu nie ma czasu na sprzątanie. Wszyscy czekają aż ja posprzątam! W zlewie urosła piramida nie umytych naczyń a po nich łażą wypasione karaluchy. To skandal! A ja tylko tak: trzask prask i po wszystkim!
Pan Włodek: To państwo podyskutujcie sobie w rodzinnym gronie, a ja już pójdę, bo Bożenka pewnie tam na mnie czeka.
Dziadek Jacek: Poszedł już? Tak? To dobrze, to bardzo dobrze. Ostatnio zrobił się bardzo natrętny, ten donosiciel, a tego tajemniczego gościa panny Ingi to ja osobiście dopilnuje.
Maryla: Ciekawe jak ojciec to zrobi?
Dziadek Jacek: Mam swoje sposoby. Zaczaję się w nocy w zsypie i będę obserwował kto przychodzi do tej nimfomanki. Podobna sytuacja była gdy śledziłem Igę Korczyńską, tancerkę teatrzyku rewiowego Ananas w Warszawie. Udało mi się wtedy niepostrzeżenie dostać do garderoby Igi. Garderoba była niewielka i jedynym miejscem gdzie mógłbym się schować było stojące tam łóżko. Gdy spektakl się skończył Iga przyszła do garderoby aby się przebrać. Ach, jakie ona miała piękne i duże oczy! Niestety, szczęście nie trwało długo, bo zaprosiła do garderoby cały prawie zespół, aby opić premierę nowego przedstawienia. Przyszło dwanaście osób i wtedy zaczęły się moje katusze. Iga siadła na fotelu przed lustrem, a na łóżko siadło przynajmniej siedem osób. Zostałem prawie wprasowany w podłogę a stary, sprężynowy stelaż łóżka wpijał mi się w kręgosłup. Na dodatek dwie pęknięte sprężyny uwierały mnie w potylicę. Jednak nie to było najgorsze. Kupleciście Smurzynskiemu strasznie śmierdziały skarpetki i myślałem, że się uduszę siedząc w tych warunkach prawie trzy godziny. Zobacz Marylko ile to trzeba wycierpieć przez kobiety.
Maryla: Teraz tez nie będzie łatwo, bo zsyp strasznie śmierdzi a przy zsypie czuwa zawsze pan Słowikowski. Ciekawe jak tam się we dwóch zmieścicie? Jest jeszcze inny problem. Pan Słowikowski bardzo nie lubi konkurencji, bo słusznie uważa, że jeden ekshibicjonista w bloku wystarczy. Może mieć ojciec kłopoty, bo on jest od ojca o wiele młodszy i silniejszy.
Dziadek Jacek: . Masz racje Marylko, ale ja jestem od niego bardziej inteligentny. Myślę, że musze się jakoś pozbyć tego Słowikowskiego. Czy mi w tym pomożesz?
Maryla: Jak ojcu nie wstyd składać mi takie nieprzyzwoite propozycje? Ja mam się zadawać z tym człowiekiem?
Dziadek Jacek: Źle mnie zrozumiałaś. Po prostu pożycz mi na godzinę swoja stara sukienkę i chustkę na głowę, a ja już wszystko załatwię. Nie martw się o mnie, zaraz będę z powrotem!
Maryla: To ty Grzegorzu? Co jesteś taki zdyszany i zdenerwowany?
Grzegorz: Jak mam nie być zasapany skoro winda znowu, w zasadzie, nie działa i musze wejść aż na 7 piętro To skandal, że ciągle się psuje. Nie dość, że ktoś ciągle wykręca żarówki, że cala jest odrapana i niemiłosiernie śmierdzi kotami, to jeszcze jest zepsuta! Dozorca powiedział, że już zawiadomił konserwatora dźwigów o awarii, ale on przyjedzie dopiero za dwa dni, bo w sobotę i niedziele nie pracuje. Jak pomyślę, że będę musiał biegać przez ten czas po schodach to cały się w środku gotuje!
Maryla: Nie przesadzaj, a swoja droga trochę gimnastyki ci nie zaszkodzi, bo ostatnio znowu utyłeś. Powinieneś dbać o swoje zdrowie i ruszać się codziennie a nie tylko wtedy gdy winda jest zepsuta. Mógłbyś brać przykład z pana Włodka, który codziennie się gimnastykuje.
Grzegorz: No tak, ale musisz przyznać, że pani Bożena ma w tym swój ogromny udział.
Maryla: Jeśli myślisz, że będę cie goniła po korytarzu z siekiera w reku to się grubo mylisz.
Grzegorz: A pani czego tutaj szuka? Nie chcemy żadnych wróżb ani odczyniania uroków a po drugie zebrania po mieszkaniach są w naszym bloku zakazane. Ja zaraz pójdę do dozorcy i on ...
Dziadek Jacek: Cicho Grzegorzu to ja, nie poznałeś mnie? To świetnie. Prawda, że jestem dobrze przebrany!. Zamknij szybko drzwi. Pełna konspiracja. Nic nie widziałeś, nic nie słyszałeś. W razie czego mów, że mnie nie znasz, że byleś pijany i nic nie pamiętasz.
Grzegorz: Ależ ojcze, jak ojciec wygląda? Co to za maskarada?
Dziadek Jacek: Nic takiego. Po prostu w przebraniu udało mi się zwabić Słowikowskiego do windy. Nie było to wcale takie trudne. Jak zwykle stal kolo zsypu ubrany tylko w kapcie i lornetkę. Pokazałem mu swoje gołe kolano ostentacyjnie poprawiając rozsznurowana sznurówkę w prawym bucie. Wbiegł za mną do windy, a wtedy ja z niej szybko wyszedłem i zatrzasnąłem drzwi. Za pomocą widelca z wyłamanymi środkowymi zębami zrobiłem krótkie zwarcie w kontakcie na klatce schodowej. Oczywiście wysiadły korki na korytarzu i zatrzymał się silnik windy. Nie ma obaw, szybko z tej metalowej klatki nie wyjdzie! Potem moglem już bez przeszkód śledzić pannę Ingę.
Grzegorz: No dobrze, ale po co ojciec ja śledzi?
Maryla: To ty jeszcze tego nie wiesz? Cala kamienica o tym huczy od rana, a ty nie wiesz co się dzieje w twojej własnej rodzinie?
Grzegorz: A skąd mam wiedzieć? Od samego rana tyram jak wół w japońskiej toalecie na bandę nierobów, biorę nadgodziny a ty masz do mnie pretensje, że nie znam wszystkich lokalnych plotek!
Maryla: No dobrze, to się dowiedz, że panna Inga doprawia rogi memu ojcu!
Grzegorz: Niemożliwe, a z kim?!
Maryla: Pewnie że Słowikowskim, bo kto inny połakomiłby się na taka stara dmuchana lalkę z seks szopu?
Grzegorz: To naprawdę niesmaczne, ale kto to może wiedzieć naprawdę?
Maryla: Cały warzywniak od rana tylko o tym mówi, a po drugie pani Bożena słyszała ich rozmowę o piątej rano na korytarzu. To chyba wystarczające źródło informacji? Pani Bożena pracuje przecież w Urzędzie i wie wszystko o wszystkich.
Dziadek Jacek: Nie kłóćcie się już. Czy w tej rodzinie nie może być chwili spokoju? A tak, w ogóle, to zapraszam was na przedstawienie.
Grzegorz: Czyżby znowu ojciec dostał jakieś darmowe bilety że Stowarzyszenia "Psie Pole"? Dawno już nie bylem w teatrze "Falanga".
Dziadek Jacek: Nie, po pety nie musimy już chodzić aż do teatru. Dziś ja jestem reżyserem darmowego spektaklu i to dla całej kamienicy. Dokładnie tak samo było w niezapomnianym roku 1905 gdy mój bezpośredni przełożony, kapral Jedziniak postanowił, że cały oddział wystąpi w mandżurskim teatrze cieni. Miała być to sztuka o Juliuszu Cezarze i jego walecznych Legionach. Sztuka miała wydźwięk patriotyczny i miała podnieść morale w naszym wojsku. Oczywiście reżyserem i Cezarem był kapral Jedziniak. Aby uzyskać dobre efekty światłocienia postanowił oświetlić namiot reflektorem wykonanym z dziesięciu lamp naftowych ustawionych w kotle kuchni polowej. Nasze kotły zawsze lśniły nieskazitelna czystością, bo nasz kucharz gotował tak dobrze, że szeregowi każdego dnia wylizywali kocioł do połysku. Niestety nie wiem jak skończyło się przedstawienie, bo gdy tylko kapral Jedziniak podświetlił w nocy naszym reflektorem płótno namiotu, za którym miał występować, Japończycy ostrzelali świetnie widoczny cel z artylerii. Pierwsza salwa zniszczyła reflektor i w ten sposób straciliśmy nasz cenny kocioł. Od tej pory nie było w czym gotować zupy, a szeregowcy do końca wojny musieli jeść groch na surowo co bardzo popsuło atmosferę w całym obleganym jeszcze wiele miesięcy warownym obozie.
Grzegorz: Czy ojciec zawsze musi opowiadać takie niesmaczne historie?
Maryla: O popatrzcie, jakiś najprawdopodobniej duży samochód meblowy zajeżdża pod klatkę schodowa. Ciekawe, kto się będzie przeprowadzał? Myślę, że Malinowscy z parteru bo właśnie w czwartek się rozwiedli.
Grzegorz: Gdzie ty Marylo widzisz wóz meblowy? Ten samochód wygląda zupełnie inaczej. Jest większy i cały wymalowany w jakieś kolorowe napisy, a poza tym na dachu wiezie miednicę, czy coś w tym rodzaju.
Maryla: No właśnie dlatego mowie, że ktoś się przeprowadza. Kto inny woziłby miednicę na dachu?
Dziadek Jacek: Marylko nie gadaj tyle tylko podaj mi moja lunetę, ale szybko. Tak, widzę! Tak, jestem już pewny. Tam są jakieś litery. Tam jest napisane...TVN 24.
Maryla: Ciekawe po co przyjechali?
Grzegorz: Pewnie pomylili adresy i zaraz odjadą.
Maryla: Co ty tam wiesz Grzegorzu? O zobaczcie, zajeżdża drugi duży samochód i wysiadają z niego jacyś robotnicy z narzędziami. Zobaczcie, oni idą do naszej klatki schodowej.
Grzegorz: już wiem, przyjechała brygada aby naprawić windę. Wiesz Marylko uważam, że w ostatnich latach podniósł się u nas wyraźnie poziom usług. Kiedyś trzeba było tygodniami czekać na naprawę windy a dziś, zobacz sama, przyjechali szybko i zabrali się za robotę. To jest naprawdę budujące.
Dziadek Jacek: Przestań ględzić Grzegorzu. Widzicie, że za ekipa biegną jacyś ludzie z kamerą i mikrofonem?
Grzegorz: No nie, to jest już lekka przesada aby TVN 24 robiło w zasadzie dla dziennika reportaże z pracy mechaników reperujących starą, zdezelowaną, śmierdzącą windę. Czasy Prezesów i głupich telewizyjnych reportaży minęły już chyba bezpowrotnie!
Dziadek Jacek: Co ty tam wiesz Grzegorzu?
Grzegorz: Mnie nigdy nie filmowano gdy szoruję gazą deski klozetowe i myślę, że pan Papuga prędzej popełniłby harakiri niż pozwoliłby filmować dla TVN 24 naszą ubikację.
Maryla: Nie gadajcie tyle, tylko patrzcie co tam się dzieje. Właśnie zajeżdża na sygnale karetka pogotowia i wybiega z niej trzech pielęgniarzy z noszami. Ale się spieszą. Ten co wyszedł teraz z karetki to pewnie lekarz.
Grzegorz: Może stal się jakiś wypadek. Windy to bardzo skomplikowane i niebezpieczne urządzenia.
Dziadek Jacek: Co wy tam wiecie. Patrzcie uważnie. O, właśnie wychodzą z klatki pielęgniarze z noszami i lekarz za nimi. Widze wyraźnie, bardzo wyraźnie. Do noszy jest przywiązany pan Słowikowski. Ubrany jest tylko w kaftan bezpieczeństwa i strasznie się szarpie z pielęgniarzami. O, spadł mu kapecć A teraz spadł mu drugi. On cos krzyczy, ale jesteśmy za daleko aby to usłyszeć.
Maryla: Ojcu to dobrze, bo ma lunetę ale my nie widzimy tak dokładnie. Wiecie co, to może być relacja na żywo. Grzegorzu włącz telewizor.
Grzegorz: Masz rację Marylo, jest bezpośrednia transmisja. Pana Słowikowskiego widać wyraźnie, momentami nawet za wyraźnie Nie wiem czy takie widoki powinny być pokazywane na ekranach telewizji w środku wieczora.
Dziadek Jacek: O, wpakowali go do karetki i karetka odjechała na sygnale. Reporter został i jeszcze cos opowiada. Ale śmieszne, zobaczcie jak poważna ma minę i jak strasznie macha rękami. Ciekawe skąd oni wytrzasnęli takiego pajaca?
Maryla: Masz racje Grzegorzu. Myślę, że osobisty kontakt z panem Słowikowskim jest o wiele ciekawszy niż transmisja przez telewizje. Jednak ekran telewizora jest płaski.
Dziadek Jacek: No i jak wam się podobał spektakl?
Grzegorz: Musze schylić przed ojcem głowę. Dawno nie widziałem przedstawienia wykonanego z taka szybką akcją, rozmachem, precyzją i fantazją. Setnie się ubawiłem. Ważne jest też to, że ojciec dotarł do tak ogromnej ilości widzów. Ostatecznie właśnie teraz najwięcej ludzi siedzi przed telewizorami i oglądalność jest naprawdę imponująca. Bardzo mnie ciekawi jak ojciec tego dokonał?
Dziadek Jacek: E tam, sprawa była dziecinnie prosta. Zatelefonowałem do Trzeciego Zastępcy Radcy Handlowego znanej mandżurskiej firmy GazPROox , Aleksandra Michajłowicza Ryżowa i powiedziałem, że jeśli chcą zobaczyć na żywo dwa obrzydłe ptaki uwiezione w klatce pod drzwiami kochanki to powinni szybko przyjechać na Plac na Rozdrożu. Ostatecznie w wolnym kraju, niezależne media powinny stać na straży wartości rodzinnych! No nie?!