Jak w temacie, tym razem oryginalnie w większości z ogonkami.
----------------
Grzegorz: Spokojnie, tylko spokojnie. Niech ojciec nie tarasuje korytarza! Marylo zobacz co ten złośliwy starzec wyprawia. Ja naprawdę mam już tego dość.
Dziadek Jacek: Ja jestem i tak niesamowicie spokojny. Gdybyście widzieli co w podobnym wypadku zrobił mój osobisty dowódca, legendarny już dziś kapral Jedziniak, to byście ze zdziwienia pootwierali gęby jak świąteczne karpie w wannie po spuszczeniu wody. Pamiętam dokładnie jak kapral złapał...
Maryla: No dość już tych kłótni i przepychanek w przedpokoju. Chodźmy, bo się spóźnimy a głupio by wyglądało gdyby Grzegorz jako najważniejsza osoba już na samym wstępie wygłupił się za bardzo!
Maurycy: Nie ma pośpiechu, bo i tak zdąży. A swoją drogą poważni ludzie powinni pojawiać się wtedy gdy publiczność jest już zgromadzona.
Dziadek Jacek: No właśnie. Pamiętam, że jednego razu byłem zaproszony na bal sylwestrowy do hrabiny Dymskiej. Kupiłem sobie z tej okazji na Kercelaku frak, biały szalik i nowe skarpetki. Nie macie pojęcia jak wspaniale się w nich prezentowałem w moim wyścigowym Bugatti na śnieżnobiałych kauczukowych oponach. Pogoda była wietrzna i dość mroźna w tym niezapomnianym 1923 roku, ale to tylko dodawało uroku eskapadzie, bo pęd powietrza porywał końce długiego szalika. Gdy już przejechałem ponad pół dystansu dzielącego mój apartament od pałacu hrabiny i wyjeżdżałem z piskiem opon na ulicę Karolkową wiatr okręcił koniec szala o latarnię, samochód pojechal dalej sam a ja zostałem zmuszony do raptownego opuszczenia pojazdu. Nie muszę wam dodawać, że dość mocno spóźniłem się na bal, bo gdy wyszedłem ze szpitala był już maj i bal u hrabiny Dymskiej skończył się bez mojego w nim udziału.
Grzegorz: Czy ojciec już skończył opowiadać tę idiotyczną historię?
Dziadek Jacek: Tak, skończyłem ale teraz już wiesz dlaczego zabrałem ze sobą mój biały szal.
Maurycy: Biały to on może był przed 80 laty, bo dziś jest szary i jakiś taki plamiasty.
Maryla: Nie kłóćcie się już, tylko wychodźcie szybko.
Grzegorz: A ty coś się tak wystroiła jakbyś szła na imieniny do panny Ingi?
Dziadek Jacek: Czy ty wiesz Grzesiu, że ona nawet się wykąpała choć to dopiero czwartek? To naprawdę zadziwiająca sprawa..
Grzegorz: No jasne, ona liczy, że tam będzie pan Słowikowski.Ona dla tego zboczeńca tak się stroi.
Maryla: O! Właśnie idzie panna Inga a pan Słowikowski w swym służbowym stroju już na nią czeka!
Panna Inga: Dzień Dobry panie dziadku Jacku. Myślę, że się nie spóźniłam na nasz wiec pod zsypem smieci. Ślicznie pan wygląda w tej dziurawej derce i biało -szarym szaliku. Musi pan tylko uważac, aby powiewający koniec szla nie wkręcił się panu w koło wózka, bo może być nieszczęście.
Dziadek Jacek: Pani też nieźle się prezentuje w tej ciepłej włóczkowej kamizelce i kapeluszu z woalką.
Grzegorz: Widzę, że wszyscy są już obecni, a więc można rozpoczynać obrady.
Pan Włodek: Myślę, że tak, ale chciałbym zawiadomić, że moja żona nie przyjdzie i ja ją będę reprezentował.
Maryla: To dobrze, bardzo dobrze bo...
Grzegorz: Drodzy moj potencjalni wyborcy i ty panie Słowikowski. Zebraliśmy się tu pod tym zsypem abym mógł wsłuchać się w głos ludu, zrobić badania opinii publicznej i ewentualnie spełnić wszystkie wasze postulaty. Co tu owijać w bawełnę, powiedzmy sobie szczerze: wszyscy powinniście głosować na moją kandydaturę po to abym mógł was uszczęśliwić raz a dobrze. Sami więc widzicie, że tym się różnię od moich kontrkandydatów, że zrobię wszystko dla wszystkich i to tylko po to aby wam sie żyło jak w raju. Nie marnujmy więcej czasu na czcze gadanie. Myślę, że nie pozostaje wam nic innego jak zgłaszać swoje postulaty a ja je zapiszę w notatniku. Gdy tylko zostanę wybrany i zatwierdzone będzie moje stanowisko będę miał ułatwioną pracę, bo otworzę swoją czarną teczkę z notatkami i je z konsekwencją zrealizuję.
Dziadek Jacek: To się tak tylko mówi, a jak przyjdzie co do czego to o naprawdę ważnych sprawach wszyscy zapominają!
Maryla: No, nie moge! Mój własny ojciec na wyborczym zebraniu wbija publicznie memu rodzonemu mężowi nóż w plecy! Czy tak się robi w kochającej się rodzinie?
Dziadek, A co do tego ma pokrewieństwo? Pamiętam jak w niezapomnianym roku 1917 byłem na podobnym wiecu koło Petersburga. Komisarz Rady Rewolucyjnej Czerwonego Proletariatu też tak mówił, a potem przyszło NKWD i wszystko było jak było a nie tak jak chcieli ludzie na zebraniu.
Grzegorz: To są gołosłowne pomówienia mające za cel zniszczenie mojego moralnego autorytetu. Ja sobie wypraszam takie porównania. To jest jawna prowokacja. W 1917 roku mnie jeszcze nie było na świecie, a więc w naturalny sposób nie mogłem być Komisarzem Rewolucyjnej Rady Proletariatu, a wiec wszystkie takie pomówienia niszczą moją nieposzlakowaną opinię i mogą złamać moją polityczną karierę.
Dziadek Jacek: Ja nie mówię, że to ty byłeś, tylko że ty tak samo mówisz, a to przecież zasadnicza różnica.
Maryla: Dość tych polskich swar i kłótni. To jest poważne spotkanie przedwyborcze a nie szlachecki sejmik. Tu chodzi o losy naszej umiłowanej Europy i przyszłość Unii. Tu chodzi o nasze pieniądze i dotacje, a więc i o naszą przyszłość!
Pan Włodek: To ja proponuję aby każdy z państwa w zwięzły sposób powiedział na czym mu zależy, a pan Poszepszyński będzie notował. Może pan Maurycy jako przedstawiciel młodego pokolenia wypowiedziałby się jako pierwszy.
Maurycy: Ja to bym chciał aby Sylwia podniosła stawki za swoje usługi dla ludności, bo wtedy miałbym więcej pieniędzy. W dzisiejszych czasach 300 złotych za noc to naprawdę niewielkie pieniądze. Drugim jest, aby nikt się mnie nie czepiał gdy robię interesy. Związany jest z tym następny postulat, aby policja i wszystkie służby tajne zawiadamiały zainteresowane osoby o toczących się względem nich sprawach przed podjęciem swych działań śledczych a nie po ich zakończeniu.
Pan Włodek: Czyli krótko mówiąc: "Nic o nas bez Nas". Ze swej strony i całego wydziału, w którym pracuje moja żona, gorąco popieram ten projekt choć rozumiem go troszkę szerzej niż mój przedmówca.
Grzegorz: Też myślę, że to bardzo istotny problem, a co ważne - już kiedyś w naszej historii dyskutowany.
Pan Słowikowski: E, e, e, ............
Maryla: Myślę, że nasz kochany pan Słowikowski chce w ten sposób zgłosić projekt ustawy aby UE raz na zawsze zakazała dyskryminacji jego skromnej osoby oraz żąda ocieplenia klimatu, bo chodząc po korytarzu bez spodni jest ciągle zaziębiony!
Ja ze swojej strony gorąco popieram te projekty, bo w końcu co komu szkodzi, że pan Słowikowski godzinami stoi nago przed zsypem i ekscytuje swym wyglądem przechodzących korytarzem lokatorów. Proponuję podciągnąć jego występy i występki pod paragraf: "Przyspieszona edukacja seksualna młodzierzy we współczesnej społeczności lokatorskiej". A w końcu cóż w tym złego, że czasem późną nocą wskakuje do windy za jakąś panią ze swym zagadkowym uśmiechem? Prześladowanie ze strony policji czy też męskiej części mieszkańców tego domu też uważam za wysoce niemoralne i sprzeczne z humanitarnymi i europejskimi wartościami.
Grzegorz: Zapiszę ten postulat, ale nie jestem Marylo pewien czy robię dobrze.
Dziadek Jacek: O, widzę, że juz zaczyna się dziać to co widziałem w 1917 roku...
Maryla: A może teraz panna Inga zabierze głos i powie coś mądrego?
Panna Inga: Nie, ja muszę się dłużej zastanowić, to są przecież sprawy o zasadniczym dla nas znaczeniu.
Dziadek Jacek: Ależ co też pani opowiada? W niezapomnianym 1917 roku nie miało to znaczenia to i dziś nie będzie miało, choć co tu dużo mówić, człowiek był prawie 100 lat młodszy.
Panna Inga: Jaki pan dziadek Jacek jest tajemniczy...... Jestem bardzo ciekawa jakie to postulaty wysuwał pan w tych rewolucyjnych czasach.
Dziadek Jacek: Eeee tam, postulaty. Było tam masę ludzi , to co ja tam mogłem postulować?
Maryla: A na przykład " Każdemu wedle jego potrzeb", bo to hasło podobno często było głoszone wśród socjalistów.
Dziadek Jacek: Potrzeby to myśmy wszyscy mieli, tylko kobit w pobliżu nie było...
Pan Włodek: No, ale Pan dziadek Jacek może w końcu wydusi z siebie jakich zmian oczekuje od państwa, w którym żyje ? Co by chciał mieć, co zmienić?
Dziadek Jacek: Oczywiście, że chcę wyższej emerytury i darmowych biletów lotniczych na wszystkie europejskie linie lotnicze.
Maurycy: Wyższa emerytura to sprawa zrozumiała, ale po co dziadkowi bilety lotnicze?
Dziadek Jacek: To chyba oczywiste, bo mógłbym dorobić do emerytury, a wózkiem inwalidzkim do Irlandii nie dojadę. Młody już nie jestem, sił już nie mam za wiele, ale na przykład na takiego biegłego sądowego nadaję się jeszcze doskonale. Powiem więcej, dystansuję wszystkich młokosów, bo posiadam większe doświadczenie życiowe. W dzisiejszych czasach trudno znaleźć biegłego sądowego i to do tego byłego uczestnika Wojny Mandżurskiej z 1905 roku!
Pan Włodek: Przecież proces Dorożyńskiego dawno się skończył i już nie może pan być biegłym w tym procesie.
Dziadek Jacek: A co pan o tym wie? Zaskarżę ten wołający o pomstę do nieba wyrok w Brukseli i proces będzie wznowiony.
Maurycy: No, nie byłbym taki pewny, bo sprawa z pewnością się już przedawniła.
Dziadek Jacek: To nie problem. Z moimi kwalifikacjami zawsze mogę zostać ekspertem do spraw terroryzmu międzynarodowego, globalnego ocieplenia, a w najgorszym wypadku zatrudnię się na lotnisku międzynarodowym jako ochroniarz. Nie do pogardzenia jest też wynagrodzenie w Euro, bo ta moja renta jest stanowczo za mała.
Panna Inga: To brzmi trochę dziwnie a w nawet śmiesznie. Ochroniarz na wózku inwalidzkim?
Dziadek Jacek: A co to przeszkadza, że na wózku? Jesli w UE działa należycie prawo, a w to nie watpie, to i wsród ochroniarzy lotniskowych i antyterrorystów muszą być miejsca pracy chronionej, przeznaczonej dla ludzi mniej sprawnych intelektualnie i fizycznie. Osobiście wolałbym być w ochronie lotniska, bo mógłbym oglądać sobie na monitorach co ładniejsze i młodsze pasażerki wchodzące na pokład samolotów. Te nowoczesne skanowanie podobno rozbiera je do naga. Jestem pewny, że tę robotę bym polubił i wykonywał solidnie. Zupełnie podobnie było w niezapomnianym roku 1905 w Mandżurii. Dziś niewielu historyków wie, że główny atut armii łaskawie nam panującego Mikołaja II Romanowa polegał na jej mobilności. Łatwo to powiedzieć, ale niezwykle trudno zorganizować w Mandżurskich warunkach polowych. Jeśli armia chce używać koni to pojawia się wiele problemów z ich wyżywieniem, co staje sie niezwykle trudne szczególnie w zime. Konie żadną miarą nie chcą jeść puszek z " tuszonką" a tym bardziej przeterminowanych i z robakami. Aby ten problem rozwiązać mój osobisty dowódca, kapral Jedziniak stworzył Pierwszy Zmechanizowany Pluton Desantowy wyposażony w wózki inwalidzkie pożyczone z naszego pułkowego szpitala. Pluton ten wzbudził niekłamaną sensację wśród japońskich samurajów swoimi bohaterskimi działaniami i brawurowymi atakami w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Szczególnie użyteczny był gdy musieliśmy atakować wroga w terenie podmokłym lub w gęstych lasach, bo rannych żołnierzy nie trzeba było odnosić na noszach, a po prostu pozostawali od razu w swych wózkach inwalidzkich. Zaoszczędzało to masę czasu wojskowym służbom medycznym. Nie było też problemu z aprowizacją, bo każdy żołnierz dostawał parę kostek cukru i suchar co wystarczało na trzy miesiące walk. Sława naszego pułku i jego waleczności rozniosła się daleko po świecie. Najlepszym tego dowodem jest to, że w Austrii też były próby powołania podobnej formacji. Podobno niejaki wojak Szwejk był prekursorem tych oddziałów i głośno reklamowal jej zalety na jednym z Praskich placów okolo 1915 roku.
Grzegorz: Dawno nie słyszałem tak idiotycznej anegdoty. Czy ojciec już skończył opowiadać te bzdury?
Dziadek Jacek: Skończyłem tą, ale mogę wam opowiedzieć jak kapral Jedziniak....
Grzegorz: Odbieram ojcu głos i udzielam go pannie Indze. Mam nadzieję, że panna Inga już się zastanowiła i chce zgłosić coś rozsądnego. Pewny jestem że każda jej wypowiedź, nawet najgłupsza będzie szczytem mądrości gdy porównamy ją z ostatnim wystąpieniem ojca!
Panna Inga: Tak, chyba już wiem o co poprosić, z tym że to będzie dość nietypowe rządanie.
Maryla: Niech pani Inga mówi i sie nie boi. Grzegorz jako rasowy polityk wszystko wysłucha z poważną miną, wszystko obieca i zapisze, a papier wszystko wytrzyma.
Panna Inga: No dobrze, przekonali mnie państwo. Myślę, że właśnie w okresie burzliwych przemian społecznych w naszym kraju właściwe by było stworzyć a właściwie uaktualnić hymn narodowy dla ludzi, którzy odgrywają rolę inteligencji polskiej. Ostatecznie spełniają oni bardzo ważną rolę edukacyjną będąc ciągle obecni na pierwszych stronach kolorowych magazynów i w programach TV. Młode pokolenia mają się w końcu na kim wzorować i kogo naśladować. Tu, na tej kartce mam projekt tekstu, a muzykę zapewne wszyscy znają. Trochę niewyraźnie napisany, ale ołówek mi się złamał i nie miałam czym go zatemperować.
Maryla: Maurycy, śpiewaj!
Maurycy:
Nie pękaj koleś, nie łam się przecie
Adam i Urban piszą w Gazecie
Pisała sama Trybuna Ludów
Że teraz będzie dekada Cudów
W takim pisaniu nie ma usterek
Postaw literek, niech brzękną szkła
Przed nami Naród odkrywa głowy
Inżynierowie z Petrobudowy
Kładziemy lachę niech naród drży
Bo teraz w mediach rządzimy My
Wydymać ludzi, co nam to szkodzi
Nawet Bruksela nam nie przeszkodzi
A w zeszłe święto miałem kobitę
Co zarzygała mój immunitet
W Toruniu Rydzyk niech zdziera płuca
Niech tańczy Doda, Kwaśniewska Gra
My tutaj mamy program gotowy
Mordy kochane z Petrobudowy
Kładziemy lachę niech każdy drży
Bo na salonach rządzimy My
Ciężko się żyje o suchym chlebie
Bo ciagle w aktach IPN grzebie
Zbieraj na kaucję, bo na wakacjach
Odpoczniesz w mamrze po kombinacjach
Kręcenia lodów ciągle nam mało
Więcej przekrętów by nam się zdało
Kogoś złapano lecz życie trwa
Więc niechaj zabrzmi slogan bojowy
Inteligencji z Petrobudowy
Kładziemy lachę niech motłoch drży
Bo teraz, kurwa, rządzimy My
Choć w głowach pustka i pusto w kasie
Patrz w telewizor smętny głuptasie
W końcu obudzisz się podatniku
Jak wszyscy przedtem, z ręką w nocniku
Co lud zbudował to się rozkradło
Idzie nam składnie, jakoś się pcha
Więc wykonujmy plan rozbudowy
Inżynierowie z Petrobudowy
Kładziemy lachę niech brzękną szkła
Budowniczowie na sto dwa
Nagranie:
http://www.poszepszynscy.info/tfurczosc/petrobudowa%20ok.m4a ----------Wersja oryginalna J. Kaczmarskiego (bez "ogonków")-----------
Nie pękaj koleś, nie łam się, przecie
To o nas wczoraj stało w gazecie
Pisała sama "Trybuna Ludu"
Że nas ogarnia romantyzm budów
W takim pisaniu nie ma usterek
Postaw literek, niech brzękną szkła
Przed nami naród odkrywa głowy
Inżynierowie z Petrobudowy
Kładziemy lachę, niech brzękną szkła
Budowniczowie na sto dwa
Pić życia rozkosz, a cóż nam to szkodzi
Nawet PKS do nas dochodzi
A w zeszłe święto miałem kobite
Co miała obie nogi umyte
W Warszawie Ptaszyn niech zdziera płuca
Niech tańczy Gruca, Holoubek gra
My tutaj mamy program gotowy
Inżynierowie z Petrobudowy
Kładziemy lachę, niech brzękną szkła
Budowniczowie na sto dwa
Ciężko się żyje o suchym chlebie
Za to nikt grobów nam nie rozgrzebie
Szatkuj dwie zmiany zimą i latem
Wyśpisz się w piachu pod kombinatem
Rąk trzeba wiele, pomników mało
Kogoś złamało, lecz życie trwa
Więc niechaj zabrzmi slogan bojowy
Inżynierowie z Petrobudowy
Kładziemy lachę, niech brzękną szkła
Budowniczowie na sto dwa
Choć nie ma w kabzie srebra ni złota
Przyda sie przecież nasza robota
Dopchamy w końcu w którymś tam roku
Do wojny co to ma być o pokój
Co oszczędzimy to ktoś ukradnie
Idzie składnie jakoś się pcha
Wiec zaśpiewajmy hymn narodowy
Inżynierowie z Petrobudowy
Kładziemy lachę niech brzękną szkła
Budowniczowie na sto dwa