Zatroskane sanatatorium (Pod Itaką, te co nas wracało do Polski przez 30 godzin przez Berdyczów) rozesłało wszystkim kuszącą propozycję zadośćuczynienia w postaci wołczerów 200-złotowych na wafelki i dropsy do wykorzystania w miejscowym sklepie. Po naszym zdecydowanym odruchu wymiotnym (słodycze szkodzą - postraszyliśmy sanepidem!) po tygodniu zadzwonili, że przemyśleli i żeby się wstrzymać z tym sanepidem, bo dadzą taką ofertę, że "będzie pan zadowolony"
Z wrażenia zacząłem przeżuwać seler i pietruszkę...