Każdy, kto nie żyje. Choć trzeba przyznać, że zwłoki mają generalnie problemy w kontaktach z otoczeniem. Świetne pole do popisu dla psychologów.
A żeby nie było śmichów, że temat "oderwany od życia", to warto przypomnieć, że tacy Inkowie, nie tylko mumifikowali swoich zmarłych władców, czy osoby im bliskie, ale powstawały całe "dwory", zajmujące się codzienną obsługą zmarłego, ale przede wszystkim kontaktami zmarłych z żywymi. Żywi mogli bowiem przyjść do zmarłego na pogaduszki, na przykład celem uzyskania pozwolenia na małżeństwo, albo inną ważną sprawę, co do której zmarły miał "władztwo". No i ten dwór był przekaźnikiem słów zmarłego i jego woli. To była fucha!